Majowa podwyżka stóp procentowych o 25 pkt proc. nie hamuje inflacji spowodowanej głównie słabym złotym i drożejącą żywnością. W środę RPP nie zdecydowała o kolejnej podwyżce, mimo że jak twierdzi znaczna część ekspertów, w najbliższych miesiącach inflacja nadal będzie rosła. Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku, jest zdania, że za drugi kwartał wyniesie 4,2 proc., a za trzeci 4,3 proc., gdy w pierwszym zatrzymała się na poziomie 3,9 proc.
Prognozujemy, że w maju inflacja CPI utrzymała się na niezmienionym względem kwietnia poziomie 4 proc. r./r. – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. Wyjaśnia, że powodem zwiększenia inflacji było wyższe tempo wzrostu cen owoców i warzyw wynikające z majowych przymrozków, co ograniczyło podaż nowalijek. W kierunku wzrostu inflacji oddziaływały też podwyżki cen mąki będące efektem wzrostu cen gazu oraz zbóż na globalnych rynkach towarowych – dodaje Borowski.
To oznacza, że sytuacja z kwietnia, kiedy to wzrost cen żywności liczony miesiąc do miesiąca wyniósł 0,2 proc. i był najniższy o tej porze roku od ponad 10 lat, więcej się nie powtórzy. Tym bardziej że pogoda zmroziła nie tylko nowalijki. Specjalista z sandomierskiego oddziału Świętokrzyskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego Mateusz Surowiec przewiduje, że czereśni, wiśni i jabłek będzie o jedną trzecią mniej niż w roku ubiegłym.
W niektórych sadach zawiązało się tylko osiem owoców na sto kwiatów wczesnej wiśni. Powodem jest tegoroczna pogoda: bezśnieżna zima i wieczorne mrozy, które szczególnie szkodziły sadom zlokalizowanym w dolinach. Drzewa owocowe kwitły obficie, ale krótko, a pyłek był suchy, co utrudniało zapylenie. Drzewom doskwiera też susza. Mateusz Surowiec zwrócił także uwagę na mniejszą niż dawniej liczbę pszczół. Dokładnie te same problemy sygnalizują eksperci z innych regionów Polski. A to oznacza, że owoce i warzywa jesienią będą droższe niż w ubiegłym roku.
Reklama
Może nieszczególnie martwi to mięsożerców, ale dla nich także nie mamy dobrych wieści. Przez rok mięso zdrożało o 11 proc., ryby – o 10 proc. A płace realne hamują, bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie. W efekcie dynamika konsumpcji zwalnia. W tym i w przyszłym roku może zjechać do 1 proc. Popyt konsumpcyjny będą dusić m.in. stagnacja dochodu rozporządzalnego oraz spadek stóp zwrotu z aktywów gospodarstw domowych, bo również w Polsce ten efekt majątkowy ma istotny wpływ na konsumpcję – tłumaczy Ernest Pytlarczyk.
W konsekwencji Polacy zostaną zmuszeni do szukania taniej żywności. A ponieważ liczba bazarów się kurczy, będą jej szukać głównie w dyskontach. Niewykluczone, że w najbliższych latach rozwój takich sklepów będzie bił rekordy, jak to było po 2008 r., kiedy przeszła pierwsza fala kryzysu – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Sieciówki już zauważyły wzrost popytu i w tym roku chcą otworzyć 500 nowych dyskontów.
Ale spadek konsumpcji przy rosnących kosztach surowców przełoży się także na jakość produktów. Mówiąc wprost, za tę samą co teraz lub niższą cenę będziemy mieli mniej szynki w szynce i mniej mleka w jogurtach, a parówki cielęce będą tylko z nazwy. Do tego ze sklepowych półek może zniknąć wiele markowych produktów. Najszybciej może zacząć ich ubywać w kategoriach, w których rozróżnienie jakości w smaku jest najtrudniejsze – produktach mleczarskich, sokach, wędlinach czy napojach – uważa Andrzej Gantner.