KE kolejny dzień próbowała w piątek uspokoić rynki finansowe, które - jak przyznał komisarz Rehn - nie zareagowały tak, jak oczekiwano, na szczyt euro 21 lipca. Zdaniem Rehna turbulencje na rynkach obligacji są nieuzasadnione, a Rzym i Madryt nie potrzebują pomocy. "Rynki nie zareagowały tak jak oczekiwaliśmy i mieliśmy nadzieję na środki przyjęte przez przywódców państw i rządów euro z 21 lipca - przyznał komisarz ds. walutowych. - Podczas gdy szczyt ten stanowi milowy krok na drodze do rozwiązania kryzysu długów, mieliśmy kłopoty, by zakomunikować to porozumienie rynkom".
Rehn wystąpił w piątek z ponad godzinną konferencją prasową, podczas której jeszcze raz wyjaśniał wyniki szczytu. Tłumaczył, że "nierealistyczne" było oczekiwanie rynków, że decyzje szczytu wejdą w życie natychmiast, bo wiele z jego technicznych postanowień wymaga ratyfikacji przez parlamenty 17 państw eurolandu i dopiero wdrożenia. "To jest cena za życie w demokratycznych państwach" - powiedział.
Zapewnił jednocześnie, że eksperci i urzędnicy Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej "pracują dzień i noc", by wdrożyć techniczne postanowienia szczytu z 21 lipca; odbywa się wiele spotkań i telekonferencji. Ich wdrożenie to kwestia tygodni, a nie miesięcy - zapewnił. "Mamy nadzieję, że proces będzie zakończony na początku września" - dodał. Wyraził nadzieje, że także "polityczna" realizacja postanowień szczytu, czyli ich ratyfikacjach przez parlamenty, nastąpi jak najszybciej. "To sprawi, że rynki się uspokoją" - wyraził przekonanie.
W niespełna dwa tygodnie po szczycie euro euroland znowu przeżywa od początku tygodnia ogromne napięcia. Włoskie i hiszpańskie obligacje zarejestrowały rekordowy spread (różnica w rentowności papierów w porównaniu z obligacjami niemieckimi, uznawanymi za benchmark), europejskie giełdy zanotowały ogromne spadki. Obawy, że Włochy lub Hiszpania mogą stać się kolejną ofiarą kryzysu długów, są tym większe, że ich gospodarki (odpowiednio trzecia i czwarta gospodarka eurolandu) są nieporównywalnie większe niż trzech dotychczas ratowanych krajów euro razem (Grecja, Irlandia i Portugalia), co oznacza, że zagrożona jest cała strefa. Ponadto stworzony w 2010 r. dla ratowania państw eurolandu Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej o wartości 750 mld euro jest zdaniem ekspertów niewystarczający, by ratować Rzym lub Madryt.
Zdaniem Rehna "tak dramatyczne napięcia" na rynkach obligacji Włoch i Hiszpanii są nieuzasadnione, zważywszy fundamenty gospodarcze i budżetowe tych państw. "Oba kraje mają ambitne programy osiągnięcia konsolidacji finansowej" - powiedział, dodając, że jego zdaniem nie są potrzebne dodatkowe środki redukcji długów, ale wdrożenie tych już przyjętych.
"Nie myślę, by któryś z tych dwóch krajów potrzebował pomocy kryzysowej w najbliższym czasie" - powiedział. Wyraził przekonanie, że konieczne jest natomiast "wzmocnienie efektywności udzielania pożyczek przez EFSF". Nie wskazał jednak jakichkolwiek liczb ani daty, kiedy miałoby to nastąpić.
Zdaniem komisarza ds. walutowych, turbulencje na rynkach w eurolandzie mają wymiar globalny. Dlatego potrzebna jest większa "koordynacja międzynarodowa poprzez G7 i G20". Już w środę przewodniczący KE Jose Barroso apelował o jak najszybsze wdrożenie postanowień szczytu z 21 lipca. Napisał w tej sprawie list do przywódców państw strefy euro.
Oprócz drugiego trzyletniego pakietu pomocy dla Grecji na lipcowym szczycie zdecydowano m.in., że Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej będzie mógł kupować na rynku wtórnym obligacje zadłużonych państw (co robił jedynie Europejski Bank Centralny). Ten środek muszą jednak jeszcze zaaprobować parlamenty narodowe państw euro; dotychczas niechętne temu rozwiązaniu były Niemcy.