Nie możemy liczyć na to, że zachodnie koncerny sprzedadzą nam rosyjski gaz bez zgody Gazpromu – uważa wiceminister gospodarki Maciej Kaliski. Jego zdaniem Rosjanie potraktowaliby to jako kradzież.Gdyby nawet udało się nam – zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej – wynegocjować w kontrakcie jamalskim zmiany w zakresie operatora gazociągu tranzytowego, które wprowadzą tzw. zasadę TPA, czyli dostępu innych podmiotów niż Gazprom do rury, to i tak nie zmieni to naszej sytuacji w zakresie dostaw. Bogdan Pilch z GDF Suez Energia Polska, spółki należącej do francuskiego potentata gazowego, mówi wprost: Nie liczmy, że ktoś wbrew Moskwie ten gaz nam prześle.
"Jeśli ktoś zna realia rynku, wie, że bez zgody Gazpromu Polsce nie pomogą ani niemiecki E.ON Ruhrgas, ani GDF" - podkreśla. W niedzielę w Moskwie rozpoczyna się kolejna, prawdopodobnie ostatnia już tura rozmów o kontrakcie gazowym z Rosją. Według Waldemara Pawlaka, wicepremiera i ministra gospodarki odpowiedzialnego za negocjacje, nowa umowa z Rosją może być szybko zawarta. Zakłada ona zwiększenie dostaw z 7,5 do 10,3 mld m sześc., ale również możliwość pozyskania alternatywnych dostawców wobec Gazpromu.
Taka możliwość to zasługa KE, która domagała się zmian w umowie operatorskiej na gazociągu jamalskim. Zgodnie z unijnym prawem zarządzanie magistralą od EuRoPol Gazu, spółki Gazpromu i PGNiG, przejmie więc niezależny Gaz-System. W efekcie z magistrali będą mogli korzystać konkurenci PGNiG i Gazpromu. To jednak teoria. Gazprom to monopolista w Rosji i koncern, który ma wpływ na rynki gazu w całym regionie, więc trudno byłoby znaleźć alternatywnego dostawcę. Po drugie Gazprom ma faktyczną władzę nad gazociągami w krajach trzecich za naszą wschodnią granicą. Gdyby zatem inny podmiot niż Gazprom miał sprzedawać nam surowiec za pośrednictwem jamalskiej rury, w praktyce musiałby mieć zgodę Moskwy.
Skoro nie możemy sprowadzać Jamałem innego gazu niż rosyjski, to może Polska mogłaby kupować go przynajmniej od alternatywnego dostawcy, najlepiej koncernu z Unii Europejskiej? Jak tłumaczy Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych, takie rozwiązanie teoretycznie jest realne.
Reklama
"Chodzi o tzw. wirtualny rewers na gazociągu jamalskim. Na podstawie porozumienia np. z niemieckim koncernem część rosyjskiego gazu tranzytowanego przez Polskę moglibyśmy odebrać we Lwówku bądź Włocławku. Polegałoby to na zwiększeniu ciśnienia, w którymś z tych dwóch punktów odbioru, a zmniejszeniu ciśnienia na punkcie wyjścia w Mallnow na granicy polsko-niemieckiej" - wyjaśnia.
Zdaniem Macieja Kaliskiego, dyrektora Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki, jednak i taka transakcja – mimo możliwości technicznych – w praktyce jest mało prawdopodobna. "Gaz tranzytowany przez Polskę jest własnością Gazpromu, a punkt sprzedaży do Niemiec znajduje się dopiero w Mallnow. Jeśli go weźmiemy, Rosja potraktuje to jako kradzież" - mówi przedstawiciel MG.
Mirosław Dobrut, prezes EuRoPol Gazu, tłumaczy, że aby Polska mogła kupić część tranzytowanego gazu, zgodę na to musi wydać Gazprom. "Tylko zamawiający usługę przesyłu gazu może nam zlecić, by określoną ilość gazu dostarczyć do Włocławka lub Lwówka" - dodaje Dobrut.