Na razie Rosjanie zaopatrują Niemców w gaz dwiema rurami. Jedna przechodzi przez Ukrainę, Słowację i Austrię, a druga - o nazwie Jamał - przez Białoruś i Polskę. Od 2010 roku będzie jeszcze trzecia rura, która, leżąc na dnie Bałtyku, bezpośrednio połączy Niemcy i Rosję. I tu pojawia się problem. Bo mając aż trzy połączenia, można z jednego na jakiś czas rezygnować. Albo zmusić państwo, przez które biegnie rura, do obniżenia cen za tranzyt gazu. I tu łatwo zgadnąć, że tym szantażowanym państwem jest oczywiście Polska.
A jak ten szantaż wygląda w praktyce? Perfidnie. Otóż polski odcinek gazociągu Jamał należy do firmy EuRoPolGaz. Ta z kolei należy w połowie do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, a w połowie do rosyjskiego Gazpromu. PGNiG nie chce zmieniać cen dla Niemców, a Gazprom chce je obniżyć. I obie firmy nie mogą się w tej sprawie dogadać. Dlatego cały transport stoi pod znakiem zapytania.
Najgorsze jest to, że polsko-rosyjski EuRoPolGaz nie może sobie pozwolić na zastój w transporcie do Niemiec. Spółka musi zarabiać, bo jest potwornie zadłużona. Gdzie? Oczywiście, że w Gazpromie...
Przez nasze terytorium płynie do Niemiec rosyjski gaz. A Niemcy i Rosjanie chcą nas z tego tytułu pozbawić zysków. Chcą niższych cen za przesyłanie błękitnego paliwa przez Polskę gazociągiem Jamał. Bo jak nie, to obędą się bez nas. Budują przecież między sobą nowy gazociąg po dnie Bałtyku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama