Nie ma co liczyć na cud. Poczty nagle nie zaczną pracować, a strajkujący listonosze nie przyniosą nam ani dziś, ani jutro, ani pewnie nawet w poniedziałek zaległych przesyłek, rent czy emerytur.

A wszystko dlatego, że związkowcy rozmawiający w imieniu strajkujących listonoszy z dyrekcją Poczty Polskiej uznali, że... nie są w stanie niczego ustalić ze swymi szefami. Zażądali więc, by w negocjacjach uczestniczył mediator, czyli osoba, która będzie starała się w imieniu obydwu stron załagodzić spór. Przed chwilą ustalono, kto nim będzie. I na tym koniec, bo następne spotkanie wyznaczono dopiero na godz. 11 w poniedziałek.

Jak szybko strajk uda się zakończyć? Na to pytanie nikt dziś nie jest w stanie odpowiedzieć. Bo do wyjaśnienia pozostała najbardziej drażliwa kwestia - pieniędzy. Protestujący żądają podwyżek pensji wszystkich listonoszy z 1 do 1,5 tys. zł na rękę i po 300 zł dla innych pracowników poczty. Zarząd Poczty Polskiej daje im tylko po 1300 zł i 50 zł dla pozostałych.



Reklama