Firma musi wypłacić zadośćuczynienie pracownikowi, który po rozmowie z szefem trafił do szpitala. Kierowca autobusu może domagać się od firmy odszkodowania za wypadek przy pracy, nawet jeśli jego stan zdrowia pogorszył się w trakcie rozmowy z prezesem, a nie w wyniku wypadku. Tak uznał we wtorek Sąd Najwyższy.
Sprawa zaczęła się, gdy do autobusu weszły dwie osoby podające się za konduktorów. Kierowca zażądał od nich legitymacji służbowych. Te jednak odmówiły. Kierowca nie zgodził się więc na przeprowadzenie kontroli biletów. Prezes firmy udzielił mu za to nagany.
Przed kolejnym wyjazdem w trasę kierowca rozmawiał z prezesem firmy. Ten poinformował go, że za złe sprawowanie zostanie przeniesiony na stanowisko kierowcy w komunikacji miejskiej z niższą pensją. Zdenerwowany rozmową kierowca wyszedł z gabinetu prezesa, źle się poczuł i stracił przytomność. Trafił do szpitala, gdzie wykryto u niego niedokrwienie mózgu. Na skutek tego wypadku stał się całkowicie niezdolny do pracy. Potwierdził to prawomocny wyrok sądu I instancji.
Na jego podstawie kierowca zażądał od firmy zadośćuczynienia za krzywdę, jakiej doznał na skutek wypadku przy pracy. Domagał się 75 tys. zł. Prezes uznał, że firma w żaden sposób nie przyczyniła się do wypadku, i odmówił wypłaty.
Od tej decyzji pracownik odwołał się do sądu I instancji. Ten wskazał, że przedsiębiorstwo lub zakład wprawiany w ruch za pomocą sił przyrody (pary, gazu, elektryczności, paliw płynnych) ponosi odpowiedzialność za szkodę na osobie lub mieniu wyrządzoną komukolwiek przez ruch przedsiębiorstwa lub zakładu. A firma transportowa jest tego typu przedsiębiorstwem. Sąd nakazał jej więc wypłacenie pracownikowi 50 tys. zł odszkodowania.
Więcej informacji: Po kłótni z szefem można dostać odszkodowanie
p