Jacek Krawczyk, szef rady nadzorczej PLL LOT, podobnie jak tysiące innych pasażerów, czeka w Hiszpanii aż wreszcie będzie mógł wrócić do kraju. Nie ma wątpliwości – takiego kryzysu w branży lotniczej jeszcze nie było.

– Paraliż przestrzeni powietrznej, z jakim mamy teraz do czynienia, jest gorszy niż w 2001 r., gdy terroryści zaatakowali wieże World Trade Center – mówi „DGP”.

Reklama

Zapowiada, że LOT zwróci się do rządu o pomoc. Ma nadzieję, że dotrze do kraju do piątku. Wtedy rada nadzorcza ma zdecydować o ostatecznym kształcie wniosku o wsparcie.

Do piątku zarząd narodowego przewoźnika ma wstępnie wycenić wielkość strat poniesionych przez firmę od czwartku, gdy na europejskich lotniskach rozpoczął się koszmar. Przedstawiciele Lotu nie podają kwot, ale nieoficjalnie wiadomo, że każdego dnia może to być nawet 15 mln zł.

Jeszcze więcej na zamknięciu nieba nad Europą tracą europejscy giganci – Air France, KLM, British Airways i Lufthansa. Prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu wystąpią do Komisji Europejskiej ze wspólną inicjatywą przygotowania planu pomocowego dla branży lotniczej.

Szanse na wsparcie są duże, bo już wczoraj Rainer Bruederle, niemiecki minister gospodarki, uchylił im nieco drzwi.

Zapowiedział, że niemiecki rząd jest skłonny rozważyć przygotowanie specjalnej oferty finansowej w celu pomocy przewoźnikom lotniczym, o ile nakaz zamknięcia przestrzeni powietrznej związany z emisją niebezpiecznego pyłu przez islandzki wulkan utrzyma się jeszcze przez kilka dni.

Na razie końca kryzysu nie widać. Przestrzeń powietrzna nad Europą jest nadal sparaliżowana. Odbywa się tylko co trzeci rejs.