W przyszłym tygodniu Ministerstwo Infrastruktury przyjmie nowelizację ustawy. W maju trafi ona do uzgodnień międzyresortowych. Zakłada, że za pieniądze wpłacane przez spółki PKP będzie remontować polskie dworce, które należą do najgorszych w Europie. Teraz brakuje im środków.

Reklama

Juliusz Engelhardt, podsekretarz stanu w MI odpowiedzialny za koleje, powiedział nam, że rząd chce, by nowa opłata dla przewoźników pasażerskich zaczęła obowiązywać jeszcze w tym roku. To fatalna informacja dla pasażerów, bo przewoźnicy wyższe koszty uruchamiania pociągów przerzucą na nich.

Według ministerstwa nowa opłata spowoduje jednocyfrową podwyżkę kosztów uruchamiania pociągów. "Jeszcze za wcześnie, by mówić o konkretnych liczbach. Będziemy się starać, by opłata nie uderzyła w przewoźników" - mówi Engelhardt. Ci na razie niechętnie komentują zamiary resortu. "W tej sprawie nie otrzymaliśmy jeszcze żadnej oficjalnej informacji" - mówi Piotr Olszewski z PKP Przewozy Regionalne, największej polskiej spółki kolejowej, która uruchamia każdego dnia 3 tys. pociągów. Dodaje, że zwiększenie kosztów działalności firmy może źle wpłynąć na kondycję spółki. Bo umowy z samorządami na realizację przewozów nie zawierają opłaty dworcowej. A według szacunków po wprowadzeniu nowej opłaty przewoźnik będzie musiał dodatkowo wydać 35 mln zł rocznie.

Myto dla PKP

Kontrowersyjny pomysł rządu podzielił ekspertów. Jakub Majewski, analityk rynku kolejowego, obawia się, że nowa opłata zamieni się w myto dla monopolisty PKP SA, do którego należy 90 proc. polskich dworców. "Wprowadzenie opłaty dworcowej przypomina mi handlowanie przeterminowaną żywnością" - mówi Majewski. Jego zdaniem dworce, za które można z czystym sumieniem pobrać opłatę, da się policzyć na palcach jednej ręki. "Pozostałe często nie trzymają podstawowych norm bezpieczeństwa i higieny" - dodaje.

To zwykłe oszustwo

Według Dariusza Nachyły, eksperta rynku infrastruktury w Deloitte, nowa opłata spowoduje wzrost cen biletów. Szacunki, których nie potwierdza ministerstwo, mówią o nawet 3 zł więcej za jeden bilet. Nasz rozmówca nie krytykuje jednak pomysłu wprowadzenia opłaty. "Zachodnie kraje i pasażerowie są znacznie bardziej zaangażowani w finansowanie kolei. W Polsce musi być podobnie, jeśli nadal chcemy jeździć pociągami" -argumentuje Dariusz Nachyła. Podkreśla jednak, że PKP posiadają za dużo majątku jak na swoje potrzeby i pozbycie się jego części pozwoliłoby zmodernizować dworce bez nowego myta. "Z wielu przyczyn, także zewnętrznych wobec PKP, proces ten jest bardzo wolny" - mówi.

Reklama

Najostrzej o pomyśle wypowiada się Adrian Furgalski, analityk rynku infrastrukturalnego. "Ta opłata to zwykłe oszustwo, a pieniądze zabierane przewoźnikom to ukryta forma pomocy dla PKP SA" - mówi Furgalski. Według niego środki zamiast na modernizację dworców trafią na utrzymanie nowej spółki mającej zarządzać polskimi dworcami. "Rządowa strategia dla kolei zakłada, że PKP będą dzierżawić dworce swojej własnej spółce. M.in. na to pójdą środki od przewoźników. Ile faktycznie trafi na remonty?" - zastanawia się ekspert.

Według projektu nowelizacji zbieraniem opłaty zajmie się zarządca kolejowej infrastruktury, czyli PKP Polskie Linie Kolejowe. Ta spółka pobiera już od przewoźników opłatę peronową. Jest ona ustalana według czasu postoju pociągu. W przypadku opłaty dworcowej tak nie będzie. Wpływ na wysokość opłaty będzie miała długość pociągu i klasa dworca. "To najodpowiedniejsze mierniki eksploatacyjne stosowane przez koleje niemieckie" - tłumaczy Engelhardt. Zapewnia, że środki będą przeznaczane na utrzymanie i uporządkowanie części wspólnych polskich dworców: dróg dojścia na perony, poczekalni, przejść podziemnych, parkingów.