Pasażerowie mogą mieć poważny problem z kupieniem biletów na pociąg, gdy od Świąt Wielkanocnych z dworców w całej Polsce zaczną znikać kasy - informuje "Metro". Chodzi o blisko tysiąc kas dworcowych - dwie trzecie wszystkich w Polsce - o które spierają się kolejowe spółki. Jeśli firmy szybko się nie dogadają, pasażerowie na dworcach zobaczą zamknięte okienka. W najlepszym wypadku czeka ich podwyżka cen biletów.
Problem z kasami to skutek sporu PKP SA, najważniejszej spółki kolejowej (podlegają jej dworce i PKP Intercity obsługująca pociągi dalekobieżne) z nowym konkurentem na torach, czyli Przewozami Regionalnymi obsługującymi głównie połączenia lokalne. Obie firmy kłócą się kilkadziesiąt milionów złotych.
PKP żąda od Przewozów Regionalnych 56 mln zł za wynajem pomieszczeń na kasy, a Przewozy od PKP 35 mln zł z tytułu opłaconych kar np. za jazdę bez biletu, które wpłynęły przez kilku laty do ich budżetu. PKP chce też podwyższyć czynsz na kasy.
Od marca 700 kas Przewozów (PKP wyliczył, że jest ich 1100) działa na dworcach bez umowy. A już od kwietnia, czyli tuż przed Świętami Wielkanocnymi PKP chce zamknąć ok. 80 kas na największych dworcach np. w Warszawie Wschodniej, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Wrocławiu, ale też w Malborku, Otwocku, czy w Sopocie. Tam bilety wciąż będzie można kupić w kasach PKP Intercity. Takie kasy znajdują się jednak tylko na połowie polskich dworców. 800 małych stacji może w ogóle stracić dostęp biletów. Wtedy pasażerowie będą kupować bilety w pociągu, albo w kasach w budynkach wynajętych niedaleko dworców. PKP uspokaja na swojej stronie internetowej, że pasażerów nie pozostawi bez biletów