Zaniepokojony rząd rusza w przyszłym roku z kampanią mającą przekonać społeczeństwo do korzyści z przystąpienia do unii walutowej - powiedział DGP rządowy pełnomocnik ds. wprowadzenia euro Ludwik Kotecki.

Reklama

Spadek zaufania do euro jest bardzo gwałtowny. Jeszcze miesiąc temu chęć przystąpienia do eurolandu deklarowała ponad jedna trzecia ankietowanych przez OBOP (35 proc.). Wzrosła również - z 34 do 37 proc. - liczba Polaków niechętnych wspólnej walucie. "Ludzie nie mają w sprawie euro wystarczających informacji. Wciąż pokutują u nas mity, że likwidacja złotego może doprowadzić do zwyżki cen. A przecież chodzi o operację wymiany walut, a nie wymiany cen. To będzie bardzo przypominało denominację złotego, jaką przeżyliśmy na początku lat 90." - uspokaja Ludwik Kotecki.

Polacy boją się oszustw cenowych

Problem w tym, że rosnące obawy przed euro mogą okazać się poważną przeszkodą dla przystąpienia Polski do eurolandu. Do tego potrzebna jest zmiana Konstytucji, a tej nie da się przeprowadzić, jeśli 2/3 miejsc parlamencie w wyborach 2011 roku nie uzyskają partie, które opowiadają się za przyjęciem wspólnej waluty.

Z przeprowadzonej we wrześniu analizy Komisji Europejskiej wynika jednak, że 80 proc. Polaków obawia się oszustw cenowych w chwili przechodzenia na euro. Nie przekonują nas również argumenty Brukseli co do celowości przyjęcia euro: tylko 39 proc. Polaków wierzy, że dzięki temu spadnie oprocentowanie kredytów, 41 proc. ufa, że wprowadzeni euro przyspieszy wzrost gospodarczy, a 42 proc. że Polska w ten sposób uzyska ochronę przed skutkami międzynarodowych kryzysów finansowych.

"Można zrozumieć, dlaczego Brytyjczycy są przywiązani do funta. To część ich imperialnej przeszłości. Polska ma zupełnie inne położenie geograficzne, zupełnie inną strukturę gospodarki. Na dłuższą metę nie stać nas na pozostanie przez strefą euro" - ostrzega w rozmowie z DGP ekonomista prof. Stanisław Gomułka. Jego zdaniem topniejąca liczba zwolenników euro w Polsce to raczej wynik irracjonalnej obawy przed "zasadniczą zmianą" niż głęboko zakorzenionego eurosceptycyzmu, takiego jak w Wielkiej Brytanii.

czytaj dalej

Reklama



Polska nie spełnia żadnego kryterium

O szybkim przyjęciu euro na razie nie ma jednak mowy. Jak mówi Ludwik Kotecki, "najbardziej prawdopodobną" datą porzucenia złotego jest dopiero 1 stycznia 2015 roku. Na razie nasz kraj nie spełnia bowiem żadnego z pięciu kryteriów zbieżności walutowej. Zdaniem Koteckiego pierwszy z nich, niską inflację, uda nam się osiągnąć dopiero w drugiej połowie roku. Jeszcze dłużej trzeba będzie czekać na ograniczenie deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB. Rząd chce także powiązać złotego z euro w ramach mechanizmu ERM2 dopiero, gdy będzie jasna perspektywa spełnienia przez nasz kraj pozostałych warunków przystąpienia do strefy euro. W ten sposób Polska mogłaby pozostawać w ramach "węża walutowego" minimalny okres przewidziany w Traktacie z Maastricht czyli dwa lata.

Z przeprowadzonej niedawno analizy NBP wynika, że w razie przyjęcia do strefy euro dochód narodowy naszego kraju zwiększyłby się o 7,5 pkt. proc. więcej w skali 10 lat, niż gdybyśmy zachowali złotego.

Do tej pory spośród 12 nowych krajów członkowskich UE tylko Słowenia, Malta, Cypr i Słowacji przystąpiły do unii walutowej. Wczoraj Komisja Europejska uznała, że kolejnym zapewne będzie Estonia, która zastąpi koronę na euro 1 stycznia 2011 roku.