Rosnący konflikt w rodzinie Zygmunta Solorza może doprowadzić do upadku jego największego przedsięwzięcia biznesowego – budowy prywatnej elektrowni jądrowej w Pątnowie – donosi najnowsze wydanie tygodnika "Polityka". Solorzowi ten projekt jest niezbędny, ale czy Polska również go potrzebuje? – zastanawia się autor artykułu.
Tygodnik wskazuje, że "poważne kłopoty ze zdrowiem i z dziećmi to niejedyne problemy miliardera". "Wali się jego marzenie o stworzeniu dzieła życia: budowa elektrowni jądrowej w Pątnowie. Bo o ile niejasne pozostaje, ile miał żon, nazwisk i paszportów, o tyle pewne jest, jak wiele przeżył wielkich biznesowych fascynacji. Pierwsza była telewizja, potem telekomunikacja i internet, aż w końcu miłość do energetyki" - zauważa tygodnik.
Wielki biznes Solorza na skraju upadku? Prywatna elektrownia jądrowa pod znakiem zapytania
Zdaniem "Polityki" energetykiem Solorz został przez przypadek. Wszystko za sprawą zakupu pakietu akcji Elektrimu, upadłej gwiazdy warszawskiej giełdy, która w 2003 r. balansowała na progu bankructwa. "Był to efekt polityki inwestycyjnej kolejnych prezesów, zwłaszcza zaś Amerykanki Barbary Lundberg. Pojawiła się, gdy zaczynała rosnąć bańka internetowa i rynek gotów był kupować każdą spółkę, byle tylko obiecała, że będzie działać w sieci. Lundberg kupowała je bez opamiętania. Ale bańka pękła i Elektrim został z potężnymi długami, stając się gospodarczym kotem Schrödingera – żywym i martwym jednocześnie" - czytamy.
Z artykułu dowiadujemy się, że wszystko zależało od wyniku licznych procesów sądowych i postępowań arbitrażowych, w jakie był uwikłany, a ich przedmiotem były najcenniejsze aktywa – kontrolny pakiet akcji w Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatorze sieci Era GSM (dziś T-Mobile). "Rościli do niego pretensje Niemcy z Deutsche Telekom (DT) i Francuzi z koncernu Vivendi, a wszyscy mieli mocne argumenty prawne. To skusiło Solorza, bo uznał, że jeśli wyprowadzi Elektrim na prostą, to zarobi, a jeśli przegra, to straci najwyżej kilkadziesiąt milionów złotych" - napisano.
Tygodnik przypomniał, że "ostatecznie Elektrim, DT i Vivendi zmęczone wieloletnimi procesami i dziesiątkami milionów wydawanych na prawników postanowiły się dogadać". Ugoda - jak wskazano - była tak korzystna dla Solorza, że spłacił długi Elektrimu i sam trochę zarobił". "Wówczas dostrzegł, że w elektrimowym majątku ma kontrolny pakiet akcji ZE PAK i jest jedynym znaczącym prywatnym właścicielem potężnych elektrowni na węgiel brunatny wraz z kopalniami" – czytamy. "Była to pozostałość po chwilowym prywatyzacyjnym wzmożeniu lat 90., kiedy państwo zaczęło sprzedawać elektrownie. Wkrótce wahadło się wychyliło w drugą stronę, do czego przysłużył się Jan Kulczyk, prowadząc kontrowersyjne starania o zakup G-8, ośmiu spółek energetycznych północnej Polski" - czytamy .
"Polityka" przypomina, że "Solorz zaczął być naciskany, by odsprzedał państwu swoje elektrownie". "Nie mówił nie, ale jak to on, prowadził z politykami skomplikowaną grę. Walnie mu w tym pomagał fakt, że miał własną telewizję" - napisano.
Tygodnik przypomniał, że Solorz "ostatecznie niczego nie sprzedał, a przeciwnie, powiększył swój pakiet akcji ZE PAK, dochodząc do 66 proc., bo zauważył, że prąd może być stabilnym źródłem zysków". "Tyle że był to brudny prąd z węgla brunatnego, a na dodatek w kurczących się odkrywkach. Także bloki w elektrowniach dożywały swych dni, więc zaczęto je wyłączać. Jako pierwszą zamknięto i wyburzono elektrownię Adamów w Turku. Na jej miejscu trwa budowa nowej potężnej elektrowni gazowej" - napisano.
Czy Polska potrzebuje prywatnej elektrowni jądrowej Solorza? Konflikty rodzinne i brak wsparcia państwa
W artykule wskazano, że ZE PAK zakończy erę węgla w 2025 r., najdalej rok później. "Dlatego Solorz szuka nowych źródeł energii – inwestuje w farmy wiatrowe, elektrownie fotowoltaiczne, kotły opalane biomasą, zainstalował też elektrolizery, w których wytwarza wodór z energii odnawialnej" – wyjaśniono, dodając, że "produkuje nawet autobusy wodorowe i tworzy sieć wodorowych stacji paliw".
W artykule zauważono, że "Pątnów jest wprawdzie na krótkiej liście miejsc, gdzie mogłaby powstać kolejna elektrownia jądrowa, ale wciąż nie wiadomo, czy taka elektrownia jest nam potrzebna i czy Polskę na nią stać". "Krajowy plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021–30 przekazany do Brukseli jej nie przewiduje. Nie ma jej w Programie polskiej energetyki jądrowej, a nowa wersja programu dopiero się rodzi" - przypomniano.
"Bez oficjalnego zielonego światła ze strony państwa, a także gwarancji Skarbu Państwa solorzowy atom nie ma szans. Teraz jeszcze doszły choroba biznesmena i konflikt w rodzinie zagrażający wszystkim jego spółkom. Z marzeniami o pierwszej prywatnej elektrowni jądrowej trzeba się pożegnać" – ocenia "Polityka".