"Co najmniej od 2002 r. organy państwa w pełni identyfikowały ryzyka związane z zawieraniem umów objętych ryzykiem walutowym. Miały pełną świadomość, że kredytobiorcy i pożyczkobiorcy tych ryzyk nie identyfikują, a kredyty i pożyczki objęte ryzykiem walutowym masowo sprzedawane są jako produkty bezpiecznie i korzystniejsze finansowo" – uważa stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu. Wczoraj poinformowało o pozwie zbiorowym grupy ok. 400 osób przeciwko Skarbowi Państwa.
Nie dla wszystkich
"Celem pozwu grupowego jest przede wszystkim przesądzenie o tym, że za szkodę konsumentów, którzy zawarli umowy objęte ryzykiem walutowym, odpowiedzialność, poza bankami, ponosi również Skarb Państwa. Takie rozstrzygnięcie otworzy członkom postępowania grupowego drogę do uzyskania odszkodowania w uproszczonym procesie, w którym wykazać należy wyłącznie wysokość szkody. Proces powinien również wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do wprowadzenia na polski rynek ryzykownych produktów bankowych powiązanych z ryzykiem walutowym" – zakłada SBB.
Według Arkadiusza Szcześniaka, prezesa stowarzyszenia, ogłoszony wczoraj pozew dotyczy stwierdzenia winy. Jeśli wyrok będzie po myśli powodów, to będą oni mogli wystąpić z roszczeniem finansowym. Jak dużym? – Na umowę od 60 do 100 tys. zł. W przypadku, gdy była licytacja nieruchomości, kwota rośnie kilkukrotnie – odpowiada Szcześniak.
"Rządzący inaczej będą postrzegać potrzebę ustawowego rozwiązania problemów poszkodowanych, jeżeli zostanie naświetlone, iż z powodu lat zaniedbań, to właśnie Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność wobec poszkodowanych za powstałą szkodę" – dodaje SBB.
Po „czarnym czwartku” ze stycznia 2015 r., kiedy doszło do znaczącego umocnienia franka, pojawiło się kilka propozycji definitywnego załatwienia problemu należności walutowych. Zgłaszał je nadzór finansowy i partie polityczne. Wsparcie dla kredytobiorców obiecywał w swojej pierwszej kampanii prezydenckiej Andrzej Duda. Ostatecznie ustawowego przewalutowania kredytów nie ma. Na pomoc ze strony Funduszu Wsparcia Kredytobiorców mogą liczyć tylko osoby będące w najtrudniejszej sytuacji.
Do pozwu nie mogą się przyłączyć wszyscy frankowicze – jest on ograniczony do osób, które wzięły kredyty między 8 lutego 2006 r. i 30 listopada 2008 r. Pierwsza data jest wyznaczona przez informację Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (dwa lata później został włączony w struktury Komisji Nadzoru Finansowego), że nie ma możliwości wprowadzenia zakazu sprzedaży kredytów walutowych. O taki zakaz wnioskował Związek Banków Polskich, wspierany przez część banków, z których większość równocześnie walczyła o klientów „walutowych”, tłumacząc, że nie mogą sobie pozwolić na utratę rynku. Jesień 2008 r. to z kolei okres ograniczania przez banki dostępności kredytów we frankach. Powodem były trudności krajowych instytucji finansowych z pozyskiwaniem finansowania w szwajcarskiej walucie – nie tylko na nowe kredyty, ale też na refinansowanie tych, które sprzedano wcześniej.
Politycy na cenzurowanym
Pozew dotyczy więc głównie okresu pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości, gdy na czele rządu stali Jarosław Kaczyński i Kazimierz Marcinkiewicz. Politycy rządzącej partii zdecydowanie opowiadali się za dostępnością hipotek w walutach. Rządząca od jesieni 2007 r. Platforma Obywatelska na poziomie rządowym nie podejmowała działań, które miałyby skutkować ograniczeniem dostępności kredytów we frankach. Pozostawiała to instytucjom nadzorczym.
Do stycznia 2007 r. prezesem Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącym Komisji Nadzoru Bankowego był Leszek Balcerowicz. Nadzór usiłował ograniczyć dostępność hipotek we frankach – Balcerowicz i Wojciech Kwaśniak, generalny inspektor nadzoru bankowego, wielokrotnie zwracali uwagę na związane z nimi ryzyko. Ostatecznie do tego jednak nie doszło, o co pretensje do nadzorców mieli również niektórzy szefowie banków. Balcerowicza na stanowisku szefa banku centralnego zastąpił Sławomir Skrzypek (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem w 2010 r.). W czasie, gdy kierował NBP, uwaga skupiała się przede wszystkim na włączeniu nadzoru bankowego do powstałej w 2006 r. Komisji Nadzoru Finansowego.
Stop Bankowemu Bezprawiu zapowiada, że na świadków w procesie będzie wzywać prezesów banków, przedstawicieli Związku Banków Polskich oraz polityków – wymienia Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego. W czasie boomu frankowego pracował on w Banku Zachodnim WBK (dziś Santander Bank Polska), był m.in. jego prezesem. BZ WBK początkowo nie sprzedawał hipotek w walutach, z czasem rozluźnił jednak swoje stanowisko.
Sprawę pozwu zbiorowego prowadzi Kancelaria Radcy Prawnego Radosława Górskiego, która chwali się ponad 30 wygranymi procesami dotyczącymi frankowiczów. Przystąpienie do postepowania wiąże się z opłatą w wysokości 300 zł oraz opłatą dodatkową, która ma być uzależniona od ostatecznej liczby członków grupy pozywającej Skarb Państwa. Jeśli liczyłaby ona mniej niż 750 osób, dodatkowa opłata ma wynieść 500 zł. Później w miarę wzrostu liczebności grupy ma stopniowo spadać. Przykładowo 400 zł wyniesie, gdy w grupie znajdzie się 1000 osób, 300 zł – przy 2 tys., 100 zł – przy osiągnięciu progu 6 tys. osób. Jeśli w grupie znajdzie się 9 tys. osób, dodatkowej opłaty ma nie być.
Według frankowiczów wsparciem dla nich jest raport Najwyższej Izby Kontroli sprzed niemal dwóch lat. "Instytucje odpowiedzialne za ochronę konsumentów nie zapewniły właściwego egzekwowania praw kredytobiorców oraz zbyt późno przeciwdziałały nieuczciwym praktykom banków" – stwierdziła wówczas NIK.