Ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (tzw. uefki) wykupiło dekadę temu prawie 5 mln Polaków na łączną kwotę ok. 50 mld zł. Kusiła z jednej strony ochrona ubezpieczeniowa, z drugiej – "lokata" korzystniejsza niż w banku. Sęk w tym, że produkt generalnie okazał się przekrętem: zyskiwali ubezpieczyciele, a tracili klienci. Za wycofanie się w trakcie umowy przedsiębiorcy pobierali ogromne opłaty likwidacyjne, przekraczające nawet 90 proc. włożonego kapitału. Naliczano horrendalne opłaty administracyjne sięgające 20 proc. wartości wpłat.

Reklama

O pieniądze od kilku lat trwają batalie sądowe. Dotychczas, co do zasady, w niższych instancjach wygrywali konsumenci, ale na poziomie apelacji – ubezpieczyciele. Ten trend przełamuje wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie (sygn. akt V aCa 451/18). Prawomocnie unieważnił on całą umowę z uefką – nakazał oddanie klientowi tyle, ile ten od 2010 r. wpłacił. Bo skoro w całej umowie element ubezpieczeniowy był iluzoryczny, nie można jej nazywać umową ubezpieczenia. Tym bardziej że niezależnie od okoliczności zyskiwał tylko przedsiębiorca, a tracił klient. Takie podejście na szczeblu warszawskiej apelacji – czyli sądu, który rozpatruje przytłaczającą większość spraw ubezpieczeniowych – to rewolucja.

Dotychczas orzecznictwo sądów apelacyjnych nie było korzystne dla konsumentów. Unieważniane były zapisy umów dotyczące jedynie opłat likwidacyjnych. Czasem cała umowa, jednak tylko ze względu na uchybienia formalne przy jej zawieraniu – wyjaśnia radca prawny Tomasz Maruszewski, pełnomocnik klienta.

Reklama

Wyrok sądu apelacyjnego jest przełomowy – przyznaje Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Finansowego. I dodaje, że za niedopuszczalną należy uznać sytuację, w której umowa nazwana ubezpieczeniem w rzeczywistości nie zawiera elementu ochronnego.

Prawnicy sądzą, że za pierwszym wyrokiem pójdą kolejne. Zielone światło dał Sąd Najwyższy, który w ostatnich miesiącach kilkukrotnie sugerował, że uefki z ubezpieczeniami nie miały wiele wspólnego.

– Niektóre towarzystwa ubezpieczeń będą musiały przygotować się na wypłatę setek milionów złotych. Wiele z nich nie jest na to gotowych – mówi nam przedstawiciel jednego z największych graczy na rynku.

WIĘCEJ WE WTORKOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ"