Lewiatan, który powołuje się na ekspertyzę prawną, zamówioną w jednej z warszawskich kancelarii, twierdzi, że do niedozwolonej pomocy publicznej może dojść co najmniej w czterech przypadkach. Pierwszy wynikałby ze sposoby podziału niewykorzystanych środków z Funduszu Konwersji (FK). Cały prezydencki pomysł rozwiązania problemu kredytów frankowych opiera się na powołaniu tego funduszu. Zrzucałyby się na niego banki, które mają w swoich portfelach walutowe kredyty hipoteczne. To właśnie fundusz finansowałby restrukturyzację tych kredytów według zasad, jakie banki ustalą ze swoimi klientami. Kwestionowany przez prawników zapis zakłada, że niewykorzystane pieniądze ze składki wpłaconej przez bank trafią do wspólnej puli, która będzie dzielona wśród tych uczestników programu, którzy przedstawili na tyle atrakcyjną ofertę swoim klientom, że cieszy się ona największym zainteresowaniem. I to właśnie według Lewiatana byłaby niedozwolona pomoc publiczna. Bo banki korzystałyby nie ze swoich środków, ale z pieniędzy funduszu.

Trwa ładowanie wpisu

Fundusz Konwersji będzie zarządzany przez państwo, publiczne instytucje będą miały duży wpływ na jego działanie. Ma nim zarządzać Bank Gospodarstwa Krajowego – ocenia mecenas Adrian Zwoliński, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Reklama
Kolejne zastrzeżenie dotyczy umożliwienia radzie funduszu rozłożenia na raty składki, jaką będzie musiał odprowadzać na FK każdy bank biorący udział w programie. Rada będzie mogła to zrobić na wniosek banku i w uzasadnionych przypadkach. Prawnicy Lewiatana są zdania, że jakiekolwiek ulgi dla prywatnych firm w opłacaniu zobowiązań wobec instytucji publicznych – a tym będą składki na FK – też są pomocą publiczną. I to niedozwoloną, bo zaburzają konkurencję. Podobnie jak zwolnienie z obowiązku płacenia składek tych banków, które znajdą się w postępowaniu naprawczym. Lewiatan ma też wątpliwości co do istoty całego rozwiązania – czyli finansowania restrukturyzacji kredytów pieniędzmi z państwowego funduszu. Konfederacja uważa, że to też może być pomoc publiczna.
Dla autorów projektu i posłów z sejmowej komisji finansów publicznych, która pracuje nad prezydencką ustawą frankową, wątpliwości o stosowaniu niedozwolonego wsparcia nie są zaskoczeniem. Były prezentowane już w połowie lutego, na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych. Ma ona swoje opinie prawne, z których wynika, że ustawa frankowa nie podlega notyfikacji Komisji Europejskiej, bo nie narusza zasad o stosowaniu pomocy publicznej. Taką tezę stawia Biuro Analiz Sejmowych (BAS) w opinii wydanej pod koniec marca. BAS odrzuca w niej np. stwierdzenie, że niedozwoloną pomocą byłoby zwolnienie ze składki banków będących w postępowaniu naprawczym. Eksperci biura są zdania, że opłaty, które banki będą wnosić na Fundusz Konwersji, nie są przychodem państwa, tylko pieniędzmi przeznaczonymi na określony cel: wspieranie dobrowolnej zamiany kredytów walutowych na złotowe. Pomoc byłaby wtedy, gdyby państwo, zwalniając ze składek, zrezygnowało z części swojego przychodu. Niemniej jednak opinia BAS nie odnosi się do innych wątpliwości, które teraz zgłasza Konfederacja Lewiatan.
Rozstrzygnięcie Komisji Europejskiej może być kluczowe dla dalszych losów projektu ustawy frankowej. KE nie musi zajmować się listem Lewiatana, ale zupełne zignorowanie przez nią sprawy też jest mało prawdopodobne. Bardzo aktywnie w kwestii polskiej ustawy frankowej działają zagraniczne spółki matki polskich banków, które miałyby wziąć udział w programie. Już w połowie lutego cztery ambasady krajów ich pochodzenia wysłały list do przewodniczącego komisji finansów publicznych Andrzeja Szlachty, zgłaszając swoje wątpliwości do ustawy.
Polski rząd nie musi zgłaszać wniosku o zgodę na stosowanie pomocy publicznej, ale KE może z urzędu go poprosić, by to zrobił. Gdyby projektowane przepisy weszły w życie, a okazałoby się, że KE dopatrzy się stosowania niedozwolonej pomocy w całym programie, to i banki, i budżet państwa mogłyby mieć kłopoty. Banki taką pomoc musiałyby zwrócić. Budżetowi groziłaby konieczność wypłaty odszkodowań dla banków, bo mogłyby one próbować udowodnić, że w wyniku zmian w prawie poniosły koszt w postaci wpłaty składek na fundusz, z którego nie da się skorzystać.
Na razie prace nad ustawą znów straciły impet. Pierwotny plan zakładał wejście w życie ustawy od początku lipca. Do tej pory jednak Sejm nie zajął się sprawozdaniem komisji finansów publicznych, choć miał to zrobić jeszcze w marcu.
Ile może kosztować zamiana kredytów
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zrozumieć, jak ma działać mechanizm. Główna idea, jaka przyświecała autorom prezydenckiego projektu, brzmi: banki muszą same porozumieć się z frankowiczami i wspólnie rozwiązać problem. Żeby ich do tego zmotywować, wymyślono Fundusz Konwersji, na który będzie się zrzucał każdy bank posiadający w swoich aktywach walutowe kredyty mieszkaniowe (wyjątek mają stanowić instytucje w postępowaniu naprawczym). To z pieniędzy funduszu ma być finansowane wsparcie dobrowolnej konwersji, czyli zamiany kredytów walutowych na złotowe.
Bezpośredni koszt, jaki banki musiałyby ponosić po wejściu w życie ustawy, to roczna składka na poziomie 2 proc. (0,5 proc. na kwartał) wartości portfela kredytów walutowych, które podlegałyby restrukturyzacji. W wariancie maksymalnym, czyli w takim, w którym do restrukturyzacji idą wszystkie kredyty, banki w pierwszym roku funkcjonowania ustawy musiałyby wpłacić ok. 2,6 mld zł. Bo według danych Biura Informacji Kredytowej na koniec 2018 r. mieszkaniowe kredyty walutowe w polskich bankach były warte ponad 131 mld zł. Z czego 107 mld zł stanowiły kredyty we frankach szwajcarskich. Po skorygowaniu danych o wartość kredytów banków w postępowaniu naprawczym łączna składka spada do ok. 2,4 mld zł. To mniej więcej 17 proc. zysku netto wypracowanego przez cały sektor w 2018 r. Rzecz w tym, że koszt ten nie rozłoży się równo po całym sektorze. Są banki, które będą obciążone składką relatywnie bardziej od innych. Teoretycznie najwięcej zapłaci PKO BP, bo jego portfel kredytów walutowych to ok. 27 mld zł. Ale w odniesieniu do zysku netto dużo większym obciążeniem program byłby np. dla Banku Millennium, który zapłaci składkę od portfela wartego ok. 14 mld zł.
Druga sprawa, na którą zwraca uwagę Związek Banków Polskich: składka na Fundusz Konwersji to niejedyne dodatkowe obciążenie, jakie musiałby ponieść w tym roku sektor bankowy. Krzysztof Pietraszkewicz prezes ZBP wylicza, że dotychczas wprowadzone obciążenia sprawiły, że banki nie udzieliły kredytów na 60 mld zł.