W ubiegłym roku Narodowy Bank Polski we współpracy ze statystykami Głównego Urzędu Statystycznego po raz drugi pochylił się nad zasobnością gospodarstw domowych w Polsce. Pilotażowe badanie przeprowadzono w 2014 r. Wtedy objęło ono stosunkowo niewielką próbę, a ankietowanym zadawano inne pytania, co powoduje, że wyniki nie są porównywalne. Teraz przebadano 6 tys. gospodarstw domowych. Ich przeciętny majątek (mediana, czyli wartość, od której połowa gospodarstw ma więcej, a połowa mniej) wyniósł 264 tys. zł. To kwota netto, czyli różnica między aktywami, jakie mają gospodarstwa domowe, a ich zobowiązaniami.
Co decyduje o naszej majętności? Przede wszystkim aktywa rzeczowe, a wśród nich nieruchomości. Największą częścią majątku jest główne miejsce zamieszkania. Jego właścicielem jest aż 79 proc. gospodarstw, a przeciętna wartość to ponad 265 tys. zł. Co piąty badany majątek zawdzięcza m.in. działalności gospodarczej. Mediana jego wartości to 145 tys. zł. Kolejna składowa – wskazywana przez blisko jedną czwartą gospodarstw domowych – to inna nieruchomość (przeciętna wartość 120 tys. zł). Z ankiet NBP i GUS wynika, że ponad 90 proc. gospodarstw domowych posiada też aktywa finansowe, np. depozyty czy jednostki funduszy inwestycyjnych, ale ich przeciętna wartość nie przekracza 15 tys. zł.
Jak wypadamy z naszym majątkiem na tle Unii Europejskiej? Tylko w czterech na 20 przebadanych krajów jest on niższy (to Łotwa, Węgry, Estonia, Słowacja). O zasobności naszych gospodarstw domowych świadczy – i wyróżnia nas na unijnym tle – fakt, że częściej niż pozostali Europejczycy jesteśmy posiadaczami miejsca zamieszkania.
– Trudno przekonywać, że poziom dobrobytu Polski jest porównywalny do Niemiec. Ale o dobrobycie decydują też inne czynniki niż majątek prywatny, np. system emerytalny czy usługi publiczne. Wtedy oszczędności są niejako zastępowane przez wydatki publiczne – podkreśla Zbigniew Żółkiewski z NBP.
Według ekspertów banku centralnego pozytywnie wyróżnia nas to, że w Polsce nierówności majątkowe są mniejsze niż w innych krajach UE. 10 proc. najbardziej zasobnych gospodarstw zgromadziło 41 proc. całkowitego majątku netto nad Wisłą. Na drugim biegunie jest 20 proc. najmniej zasobnych, na które przypada zaledwie 0,6 proc. Współczynnik Giniego, który jest jedną z miar nierówności, wynosi u nas 57,8 proc. Przecie?tny wynik w strefie euro to 68,5 proc. Najsilniejsza koncentracja majątku jest na Łotwie (78,5 proc.) i w Niemczech (76,2 proc.). Relatywnie niewielkie nierówności i podobne jak w Polsce są w Hiszpanii czy Belgii – wynoszą odpowiednio 59,9 i 58,9 proc.
Jak wynika z badania NBP, średnio rzecz biorąc, najbardziej majętne rodziny mieszkają na wsi. To wynik częstszego posiadania na własność dachu nad głową, a do tego majątek często powiększają jeszcze inne nieruchomości, np. budynki gospodarcze. Choć najbardziej zasobne tereny to wsie wokół dużych ośrodków miejskich, czyli miejsca, w których budują sobie domy ci, którzy np. odnoszą sukces w biznesie.
Różnicuje nas też status na rynku pracy. Gospodarstwo domowe, którego głowa jest na samozatrudnieniu, ma przeciętny majątek sięgający aż 672 tys. zł. Pracujący najemnie zaś mogą pochwalić się tylko 256 tys. zł. To tylko nieco więcej niż emeryci z 225 tys. zł.
Raport NBP wskazuje na jeszcze jedną zależność: osoby najbardziej majętne i najwięcej zarabiające mają największą skłonność do zadłużania się. Wśród 10 proc. gospodarstw domowych o najwyższych dochodach blisko dwie trzecie ma jakiś dług. Dla porównania: wśród 10 proc. osób o najmniejszym majątku zobowiązania ma niewiele ponad 20 proc.
Łącznie zadłużonych jest ponad 40 proc. gospodarstw domowych. Według NBP przeciętne zadłużenie wynosiło w 2016 r. ok. 10 tys. zł. Wynik robią przede wszystkim hipoteki. Choć jest ich relatywnie mało (14 proc. gospodarstw ma taki kredyt), to przeciętne zadłużenie z tego tytułu przekracza 114 tys. zł. W przypadku innych rodzajów długu to zaledwie 3 tysiące.
Zdaniem ekspertów ważniejsza od wielkości zobowiązań jest zdolność do ich bezproblemowej obsługi. Do oceny tego NBP posłużyły dwa wskaźniki: DSTI (od "debt service to income"), pokazujący stosunek bieżącego kosztu obsługi kredytu do bieżącego dochodu, oraz DTI ("debt to income"), który zestawia wielkość całego zadłużenia do rocznego dochodu.
W tym ujęciu polskie gospodarstwa domowe wypadają bardzo dobrze. Przeciętny wskaźnik DSTI to 14,3 proc. A przyjmuje się, że bezpiecznie jest do czasu, gdy bieżąca obsługa "zjada" mniej niż 40 proc. dochodu. Według badań NBP ten "próg bólu" przekracza niespełna 2 proc. gospodarstw domowych. Z kolei przeciętne DTI to w Polsce 21,3 proc., i tylko w przypadku 4 proc. zadłużonych wielkość zobowiązań przekracza trzykrotność rocznych dochodów (co jest przyjęte jako granica bezpieczeństwa).
Autorzy raportu podają jeszcze jedną miarę bezpieczeństwa zadłużenia: możliwość sfinansowania jego spłaty posiadanymi aktywami na wypadek wystąpienia jakiegoś szoku, który doprowadziłby do wzrostu wielkości raty kredytowej. Gdyby koszt drastycznie wzrósł – tak, że wskaźnik DSTI zwiększyłby się o 20 pkt proc. – to 70 proc. byłoby w stanie finansować to z własnych oszczędności przez trzy miesiące bez pogorszenia standardu życia. A połowa mogłaby to robić przez rok.
OPINIE
Piotr Bańbuła naczelnik wydziału w departamencie stabilności finansowej NBP
Polacy mają tendencję do narzekania. Jeśli popatrzymy ma poziom naszego majątku, to nie przekłada on się tak prosto na nasze zadowolenie z życia. Na sytuację finansową składają się bowiem także dochody, zobowiązania i wiele innych czynników. Jeśli spojrzymy na to, jak gospodarstwa domowe oceniają swoje zadowolenie z życia, to wynik na próbie prawie 6 tys. gospodarstw domowych jest szokujący z punktu widzenia stereotypów o naszym narodowym narzekaniu. Tylko 2 proc. gospodarstw ocenia swoje zadowolenie jako wyjątkowo niskie, a aż 23 proc. jako wyjątkowo wysokie. 40 proc. gospodarstw jest dość zadowolonych, tak na 7–8 w skali do 10. Owszem, jest tak, że wyższy majątek sprzyja większemu zadowoleniu z życia, ale okazuje się, że nawet mając niższy majątek i będąc w mniej zasobnym gospodarstwie, też można być zadowolonym.
Waldemar Rogowski główny analityk Biura Informacji Kredytowej
Dane z raportu NBP o obciążeniu długiem gospodarstw domowych wyglądają bardzo interesująco. Warto w przyszłości uzupełnić raport o kilka dodatkowych ujęć. Po pierwsze oddzielne oszacowanie wartości wskaźnika DSTI dla gospodarstw domowych korzystających z różnych produktów kredytowych, w tym kredytów mieszkaniowych, konsumpcyjnych (gotówkowych i ratalnych) czy pożyczek udzielanych przez firmy pożyczkowe. Po drugie należałoby rozważyć oszacowanie wartości wskaźnika DSTI w ujęciu geograficznym, bowiem dochody gospodarstw domowych w Polsce są dość istotnie zróżnicowane geograficznie. Podobnie jest z aktywnością kredytową. Po trzecie ciekawe byłoby oszacowanie wartości wskaźnika DSTI dla różnych grup wiekowych. W szczególności dla seniorów i osób młodych. To aktywni uczestnicy rynku kredytowego, chociaż ich dochody są niższe od dochodów osób w wieku 30–45 lat.