Jeszcze nigdy o tej porze roku sytuacja w budżecie nie była tak dobra. Po czerwcu Ministerstwo Finansów zanotowało rekordową nadwyżkę. Z dwóch powodów. Pierwszy: nadal świetnie idą wpływy z VAT. W ubiegłym miesiącu dochody z tego podatku wzrosły o nieco ponad 15 proc. w porównaniu z czerwcem 2016 r. To oznaczałoby, że do kasy państwa wpłynęło z tego tytułu około 11 mld zł, a w pierwszym półroczu podatek od towarów i usług dał fiskusowi już prawie 80 mld zł, czyli ponad 55 proc. tegorocznego planu. To też wynik trudny do powtórzenia, przed rokiem wpływy z VAT w połowie roku wynosiły 62,4 mld zł, co stanowiło 48,5 proc. planu na cały rok.
Po drugie, 13 czerwca na konta MF wpłynął przelew z Narodowego Banku Polskiego. W sumie 8,74 mld zł z zysku za ubiegły rok. To rekordowo wysoka wpłata, do tej pory nienotowana.
Jeśli zysk z NBP wpłynął w czerwcu, to po sześciu miesiącach nadwyżkę można z grubsza szacować na 2–3 mld zł – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku.
Reklama
Zgodnie z oficjalnym harmonogramem wykonania budżetu, który nie zakładał wypłaty zysku z NBP, deficyt w czerwcu miał wzrosnąć o 6,6 mld zł. Gdyby więc nawet przyjąć, że inne dochody są zgodne z planem, podobnie wydatki, to samo zasilenie budżetu wpłatą z banku centralnego zapewnia około 2 mld zł nadwyżki – dodaje Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale, i przypomina, że przecież już po maju budżet był niemal zbilansowany, deficyt sięgał 203 mln zł. To ledwie 0,3 proc. rocznego planu.
Nasi rozmówcy z MF potwierdzają: budżet zakończył czerwiec na sporym plusie. Ale o samych wielkościach mówią bardzo ostrożnie. Jedno jest pewne: nadwyżka w budżecie po sześciu miesiącach to rzecz bez precedensu. Od 1992 r., czyli od czasów, gdy MF prowadzi porównywalne budżetowe statystyki, nigdy takiego wyniku nie udało się osiągnąć na tym etapie wykonania ustawy budżetowej. Choć kilkakrotnie wypłata dużego zysku NBP miała dla niego duże znaczenie. Jak w 2007 r., gdy do kasy państwa bank centralny wpłacił prawie 2,5 mld zł z zysku za 2006 r. Wtedy wypłata nastąpiła jednak dopiero w lipcu i wtedy też pojawiła się nadwyżka. Pieniądze z NBP i bardzo dobre wykonanie planu dochodów (gospodarka rozwijała się wówczas w bardzo szybkim tempie, konsumpcja rosła o prawie 5 proc. rocznie, co podbijało wpływy z VAT) spowodowały, że nadwyżka w budżecie utrzymywała się aż do września. A w całym roku plan deficytu wykonano zaledwie w 53 proc.
Wiele wskazuje na to, że w tym roku może być podobnie. Do ustawy budżetowej wpisano limit deficytu w wysokości 59,3 mld zł. Ekonomiści już szacują, że wynik może być znacznie lepszy. Po pierwsze, wypracowana w czerwcu nadwyżka powinna utrzymać się przynajmniej przez wakacje. Tak prognozuje Jarosław Janecki. Po drugie, wynik całoroczny będzie znacznie lepszy od zakładanego. Bank ING ocenia, że deficyt centralny może być mniejszy o 15–20 mld zł. O połowę mniejszego niż plan deficytu spodziewają się analitycy mBanku.
Dzisiaj można szacować, że deficyt budżetowy na koniec roku zamknie się w kwocie ok. 30 mld zł, czyli będzie o połowę niższy niż limit z ustawy – mówi Ernest Pytlarczyk. I dodaje, że nawet jeśli utrzyma się dynamiczny wzrost dochodów, to z czasem będą musiały też mocniej ruszyć wydatki. Szczególnie widoczny powinien być ich wzrost w ostatnich miesiącach roku. W podobnym tonie wypowiada się Jarosław Janecki. Jego zdaniem kluczowy dla całorocznego wyniku będzie IV kwartał. Rzeczywiście mogą ruszyć wydatki, które dziś wyglądają na przyblokowane. I niewykluczone, że resort finansów zechce wykorzystać dobrą sytuację w budżecie na poczet przyszłego roku i przyspieszy np. wypłatę zwrotów w VAT. Zrobił tak pod koniec 2016 r., gdy w grudniu wypłacił zwroty, a powinien to zrobić w styczniu i w lutym kolejnego roku. Przyspieszenie odciążyło budżet tegoroczny, a ubiegłorocznemu nie zaszkodziło.
Sytuacja w budżecie jest bezpieczna, mimo to resort finansów szuka dodatkowych dochodów, np. przez wzrost opłaty paliwowej. Jak widać jest zdeterminowany, by zapewnić sobie jeszcze większy komfort – zauważa Janecki.
Wśród analityków rośnie przekonanie, że MF przesadził z pesymizmem, szacując deficyt sektora finansów publicznych w tym roku na 2,9 proc. PKB, czyli tuż pod unijnymi limitami. Według ekonomisty Societe Generale deficyt w całym sektorze może wahać się w przedziale 2–2,5 proc. PKB i wiele będzie zależało od tego, jak zachowają się samorządy. Powinny coraz więcej wydawać, choćby dlatego, że stoją u progu kampanii do przyszłorocznych wyborów. Bardziej optymistyczne od rządowych prognozy deficytu przedstawiają też instytucje finansowe. Agencja ratingowa Fitch obniżyła swoje prognozy deficytu na ten rok do 2,6 proc. PKB z 3 proc. przewidywanych w styczniu. W kolejnych dwóch latach spodziewa się jego stabilizacji na poziomie 2,5 proc.
Eksperci podkreślają, że MF nie powinno tracić czujności. Deficyt strukturalny, czyli skorygowany o wahania cyklu koniunkturalnego i zdarzenia jednorazowe np. dochody ekstra, pozostanie w tym roku wysoki i może sięgnąć według szacunków MF 2,9 proc. To zaś świadczy o tym, że nie wykorzystujemy dobrej koniunktury, żeby poprawiać statystyki fiskalne i przygotować się na trudniejsze budżetowo czasy, gdy wzrost PKB spowolni.

8,74 mld zysku od NBP za zeszły rok to rekordowo wysoka wpłata