Państwa, które aspirują do strefy euro powinny poczekać z przystąpieniem - powiedział George Soros, jeden z najbardziej wpływowych inwestorów świata, podczas debaty na temat globalnej ekonomii. Debata odbyła się w poniedziałek w Pałacu Prezydenckim. Sądzę, że strefa euro musi rozwiązać swoje problemy. Radziłbym poczekać (krajom aspirującym do strefy - PAP) - powiedział Soros podczas debaty pt. "Governing global economy. How to get out of the mess?", z cyklu "Idee Nowego Wieku", której gospodarzem jest Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Zdaniem Sorosa kryzys w strefie euro jest jednym z istotniejszych problemów świata. Dodał, że kryzys ten ma charakter złożony. Wskazał na zadłużenie państw i kryzys bankowy, które - według niego - są powiązane jak syjamskie bliźnięta oraz problem konkurencyjności gospodarek, a także zagadnienia o charakterze politycznym. Kryzys polityczny jest czymś, co Polskę szczególnie powinno niepokoić - zaznaczył amerykański inwestor.
Podkreślił, że ma krytyczny stosunek do Niemiec i roli tego kraju w UE, ale szanuje przywódczą postawę kanclerz Angeli Merkel. Dodał jednak, że - według niego - kanclerz kieruje Unię Europejską w niewłaściwą stronę.
Soros uważa, że polityka zaciskania pasa proponowana przez Niemcy sprawdziła się w tym kraju, była bowiem prowadzana w czasach boomu gospodarczego. Natomiast teraz redukcja wydatków budżetowych w krajach pogrążonych w kryzysie wpędza je w jeszcze większe kłopoty. Inwestor uważa, że korzystne dla strefy euro byłoby, jeśli Niemcy nie zgodziłyby się na uwspólnotowienie długu eurozony i emisję euroobligacji, gdyby Niemcy opuściły strefę euro.
Soros wyjaśnił, że w takim scenariuszu doszłoby do osłabienia euro, wartość długu denominowanego w tej walucie spadłaby, a tańsze towary np. z Hiszpanii czy Włoch byłyby bardziej konkurencyjne - zalałyby rynek niemiecki. Pozwoliłoby to strefie euro wydobyć się z problemów.
Zdaniem inwestora wspólnota europejska została podzielona na dwie klasy państw: wierzycieli i dłużników. Rządzą ci pierwsi. Soros uważa, że taki podział przeczy idei UE, która miała być stowarzyszeniem suwerennych państw, które z części suwerenności rezygnują na rzecz dobra wspólnego.
Soros uważa, że problem UE polega na tym, że nie jest ona państwem. UE swoją atrakcyjność i urodę czerpała właśnie z tego, że była zróżnicowana, że ludzie różnego pochodzenia, z różnych kręgów kulturowych mieli się połączyć w jednym organizmie. Ale konflikt między tymi kulturami jest większy niż chęć łączenia się - powiedział. Dodał, że zamiast integracji trwa proces dezintegracji. Na razie wszystko zmierza w niewłaściwym kierunku - ocenił.
Inwestor był pytany m.in. o ocenę przyszłości Chin. Wyjaśnił, że wzrost gospodarczy Chin, który oparty jest na eksporcie i inwestycjach już wyczerpał swoje możliwości. On nie może trwać przez kolejną dekadę. Może przetrwać jeszcze rok, dwa, natomiast osiągnął już maksymalny, górny pułap swojego rozwoju - powiedział. Zaznaczył, że konsumpcja gospodarstw domowych tego kraju stanowi dwie ok. jedną trzecią PKB, a dwie trzecie eksport i inwestycje. Tymczasem np. w Stanach Zjednoczonych jest odwrotnie.
W Ameryce konsumpcja jest zbyt wysoka, a w Chinach zbyt niska, to się musi zmienić. Transformacja (Chin - PAP), która już nadciąga (...) będzie musiała być bardzo trudnym i wyboistym procesem. Jeżeli z jednaj strony doprowadzimy do redukcji eksportu i inwestycji, to z drugiej strony będziemy mieli spadek zatrudnienia. Spadek zatrudnienia spowoduje, że ludzie zaczną niepokoić się o miejsca pracy i bezpieczeństwo - powiedział.