Dla inwestorów, którzy są zaangażowani kapitałowo w strefie euro, duńskie papiery mogą być ochroną na wypadek skrajnego scenariusza rozpadu wspólnej waluty. W takim wypadku, mając duńskie obligacje, nadal będziesz wiedział, co masz. Podczas gdy nie wiadomo, jaką wartość miałyby obligacje krajów strefy euro, nawet niemieckie – mówi Bloombergowi Ian Stannard, strateg walutowy w Morgan Stanley.
Dania – podobnie jak pozostająca poza strefą euro Szwecja i nienależąca w ogóle do UE Szwajcaria – stała się atrakcyjną bezpieczną przystanią dla inwestorów. W efekcie zyskuje na wartości korona duńska i rośnie popyt na duńskie obligacje. Ale aprecjacja waluty wcale nie jest korzystna. Po pierwsze szkodzi to duńskiemu eksportowi, który staje się mało konkurencyjny, po drugie korona i tak jest powiązana z euro, więc duński bank centralny musi interweniować, by utrzymać kurs w ramach 2,25-procentowych widełek. Po tym jak w miniony czwartek EBC obniżył stopy procentowe w strefie euro do 0,75 proc., czyli sporo poniżej inflacji, to samo zrobił Nationalbanken – obniżając ją do -0,2 proc. Oznacza to, że banki komercyjne muszą płacić bankowi centralnemu odsetki za to, że ten przyjmie od nich depozyty. To pierwszy taki przypadek w prawie 200-letniej historii Nationalbanken.
Lepsze z punktu widzenia Duńczyków jest to, że spada rentowność ich obligacji. W przypadku 10-letnich, które są najlepszym miernikiem zaufania inwestorów, zeszła ona na początku tygodnia do 1,13 proc. – jest nie tylko mniejsza niż w przypadku niemieckich, ale i najmniejsza w całej UE. Co więcej, rentowność dwuletnich duńskich obligacji spadła do rekordowo niskiego poziomu -0,225 proc. Czyli inwestor, który je kupi, straci nie tylko realnie, bo jest to poniżej inflacji, ale wręcz nominalnie (ujemną rentowność osiągnęły też w tym tygodniu obligacje francuskie i niemieckie, ale tylko te o bardzo krótkim terminie zapadalności – 13- i 24-tygodniowe, a poza tym była ona tylko minimalnie poniżej zera).
To, co się dzieje w Danii, pokazuje, jak poważny jest kryzys w strefie euro. Jest tak poważny, że ludzie gotowi są płacić za to, by mogli trzymać pieniądze gdzie indziej – napisał we wtorek na łamach „New York Timesa” laureat ekonomicznego Nobla Paul Krugman.
Reklama
Choć pokazuje też, w jak dobrej kondycji jest Dania. Według rządowej prognozy z maja deficyt budżetowy spadnie w tym roku do 1,7 proc. PKB, czyli będzie sporo poniżej dopuszczalnego przez Komisję Europejską maksymalnego limitu 3 proc., zaś dług publiczny wynosi 41 proc. PKB, co stanowi mniej niż połowę średniej w strefie euro. Na dodatek duńskie rezerwy walutowe osiągnęły w czerwcu rekordowy poziom 511,6 mld koron (prawie 69 mld euro). Według czerwcowego badania przeciwko porzuceniu korony na rzecz euro opowiada się 68,5 proc. Duńczyków, za wejściem do unii walutowej jest 29 proc.