Co innego w przypadku Francji, czy wreszcie Niemiec – ewentualna obniżka ratingów dla Paryża, czy Berlina otworzyłaby tak naprawdę przysłowiową „puszkę” Pandory. Po pierwsze doszłoby do ograniczenia zdolności kapitałowej Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), który miałby m.in. trudności z emisją obligacji o ratingu AAA, bo kto miałby je gwarantować?

Reklama

Możnaby oczywiście próbować zmienić jego założenia, ale to wiązałoby się i tak ze spadkiem zaufania do skuteczności EFSF. Wreszcie, to też spory problem dla Paryża i dla całej strefy euro, gdyż bez skutecznego EFSF wiarygodność planu ratunkowego staje pod znakiem zapytania. Dlatego też inwestorzy nerwowo zareagowali na wczorajsze publikacje w niemieckiej prasie (Handelsblatt i Der Spiegel) sugerujące, iż w agencje ratingowe mogą najbliższych miesiącach obniżyć perspektywę ratingu dla Paryża.

Niemniej dopiero dzisiejsze ostrzeżenie agencji Moody’s wywołało spore zamieszanie - nie wykluczono obniżki perspektywy ratingu do negatywnej w ciągu najbliższych 3 miesięcy, jeżeli Paryż nie zdecyduje się na konieczne reformy, a koszty ratowania banków będą zbyt duże.

Wydaje się, że teraz kluczowe będzie to, jaka zapadnie ostatecznie decyzja ws. redukcji długu Grecji (im będzie większa, tym gorzej dla francuskich banków) i ile instytucji (oraz czy w ogóle) będzie zmuszone prosić o rządowe wsparcie.

Poza tematem ratingu Francji na rynkach zaważyły inne kwestie – to nadal echa wczorajszych słów niemieckiego ministra finansów, który sprowadził inwestorów „na ziemię” twierdząc, iż nie należy spodziewać się zbyt wiele po niedzielnym szczycie UE, a także nieco słabsze dane z Chin (PKB w III kwartale wyhamował do 9,1 proc. r/r).

Dzisiaj w kalendarzu mamy dane z Wielkiej Brytanii (inflacja CPI będzie interesująca w kontekście ostatnich działań Banku Anglii – zwiększenia QE), Niemiec (indeks ZEW pokaże, czy nastroje inwestorów nieco poprawiły się po zapowiedziach euro oficjeli odnośnie przedstawienia kompleksowego planu ratunkowego), a także z USA (inflacja PPI będzie ważna, jeżeli odczyty znacznie przewyższą prognozy).

Szczegóły dotyczące tych danych znajdą Państwo w subiektywnym kalendarzu.

Reklama

Pogorszenie się nastrojów w strefie euro musiało przełożyć się na złotego, który jeszcze wczoraj wieczorem dość dynamicznie tracił na wartości. Nie można wykluczyć, że tendencja ta jeszcze się utrzyma, mimo, że euro kosztuje już 4,35 zł.



EUR/PLN: Dynamika odbicia jest dość duża. Wyraźnie potwierdziło się znaczenie wsparcia na 4,28 i fałszywe zejście poniżej tego poziomu wczoraj rano. Rynek dość szybko dotarł do pierwszego istotnego poziomu w rejonie 4,35 i go naruszył.

Ważny opór to 4,37 i dalej okolice 4,39-4,40. Test tych ostatnich nie jest do końca wykluczony, zwłaszcza w sytuacji dalszego pogorszenia się sytuacji w strefie euro.

USD/PLN: Wsparcie na 3,08-3,10 nadal dobrze pracuje i jego wczorajsze poranne naruszene było fałszywe. Niemniej teraz kluczowym poziomem wsparcia są okolice 3,15, do których naruszenia doszło jeszcze wczoraj wieczorem. Znów znaleźliśmy się pod oporem 3,18-3,20 i być może będziemy próbowali naruszyć górne ograniczenie tej strefy w najbliższych dniach. Wiele będzie zależeć od zachowania się EUR/USD.

EUR/USD: Korekcyjne odbicie o której to możliwości wspominałem we wczorajszym popołudniowym raporcie, miało miejsce, ale nie doprowadziło nawet do testowania poziomu 1,38. To pokazuje jak silna jest podaż i jak na kruchych podstawach był wyprowadzony wcześniejszy ruch w górę. Niewykluczone, że spodziewane dla tej fali okolice 1,3550 zobaczymy dość szybko (kilka dni). Dzisiaj podaż może zmagać się ze strefą 1,3625-50. Silny opór to teraz rejon 1,3745.

GBP/USD: Wczoraj na wykresie dziennym dostaliśmy tzw. formację objęcia bessy – czarna świeca przykryła białą z piątku. To sprawia, iż rejon 1,5800-1,5850 może być dość trudny do sforsowania i dość szybko możemy spaść w okolice 1,5650-1,5700.