Wielu obserwatorów interpretuje utratę przez Amerykę najlepszego ratingu AAA jako upadek zaufania rynków do państw i rządów. Nawet jeśli jest w tym twierdzeniu ziarno prawdy, inwestorzy i tak nie mają alternatywy. Wystarczy bowiem rzut oka na to, jak agencje ratingowe oceniają wypłacalność prywatnych firm i korporacji. W tym gronie solidnych jak skała posiadaczy potrójnego A jest jeszcze mniej.
Jeśli inwestor szuka dziś absolutnie pewnych lokat poza rynkiem rządowych obligacji, pozostają mu papiery zaledwie ośmiu prywatnych przedsiębiorstw na całym świecie. Jeszcze przed kryzysem m.in. General Motors, Ford oraz Shell straciły AAA, później obniżono rating japońskiej Toyoty, amerykańskiego konglomeratu General Electric (oba w 2009 r.) oraz giganta farmaceutycznego Pfizer (2010 r.).
Jednak nawet wśród tych, którzy pozostali, nie można wcale przebierać do woli. Niektórzy posiadacze ratingu AAA, jak choćby amerykański gigant usług IT, czyli firma Automatic Data Processing (ADP), nie emitują obecnie żadnych obligacji. Sytuacja przedsiębiorstwa z New Jersey jest tak dobra, że władze firmy nie potrzebują świeżego kapitału. Pod koniec czerwca ADP mogło się pochwalić rezerwami wartymi 1,5 mld dol. przy rocznych obrotach rzędu 10 mld dol.
Papiery dłużne emituje z kolei Johnson & Johnson, największy na świecie producent leków, technologii medycznych oraz gigant na rynku dóbr konsumenckich. Problem w tym, że są one w praktyce nieosiągalne dla przeciętnego prywatnego inwestora. Zazwyczaj nie można ich kupić inaczej, jak tylko w pakietach wartych przynajmniej 30 tys. euro. W porównaniu z molochem z Nowego Brunszwika (114 tys. pracowników, zyski roczne na poziomie 13 mld dol. przy obrotach rzędu 61 mld dol.) ewenementem na liście firm z AAA jest maleńki szwajcarski Basellandschaftliche Kantonalbank. Pracuje dla niego 700 osób i to w zaledwie 26 placówkach bankowych położonych w niemieckojęzycznym regionie Bazylei.
Reklama
Honoru zachodnich firm z tradycjami bronią na liście Microsoft oraz dwaj energetyczni giganci. Obecność amerykańskiego Exxon Mobil w tym towarzystwie raczej nie dziwi. Firma, która wywodzi się od założonej jeszcze przez legendarnego Johna D. Rockefellera Standard Oil, jest dziś największym notowanym na giełdzie graczem surowcowym. W ubiegłym roku wykazała obroty rzędu 370 mld dol. i zysk na poziomie 30,5 mld dol. Przy takich wynikach o AAA w przyszłości martwić się raczej nie musi.
Nieco inaczej wygląda natomiast sytuacja kanadyjskiego Imperial Oil (którego większościowym udziałowcem jest zresztą Exxon Mobil). Choć firma radzi sobie dobrze, to jednak dużo skromniejsze niż w przypadku Amerykanów marże zysku sprawiają, że dziś tylko Standard & Poor's daje im rating AAA. Ale już według Moody's Kanadyjczycy nie dają pełnej gwarancji wypłacalności.
Stawkę firm z potrójnym A uzupełniają Azjaci. Są wśród nich spedycyjno-technologiczny konglomerat Singapore Technologies Engineering oraz dwie firmy z branży obsługi transportu publicznego: singapurski SMRT (do którego należą metro, autobusy i taksówki w centrum finansowym Azji) oraz MTR z Hongkongu. Ci ostatni operują też w Chinach kontynentalnych (Pekin), a nawet w Europie (Sztokholm, Londyn) i Australii. Ale znów – jak w przypadku Imperial Oil – tylko S&P uważa ich za firmę wartą AAA.
Ostrożny inwestor, chcąc nie chcąc, jest więc wciąż skazany na obligacje rządowe. W końcu nawet po degradacji USA i potencjalnym obniżeniu ratingu Francji (co postulują niektórzy analitycy) wciąż jest przynajmniej kilkanaście państw, które w opinii wszystkich trzech największych agencji uchodzą za stuprocentowo wypłacalne. Większość z nich to kraje europejskie z Niemcami, Austrią, Holandią, Luksemburgiem, Liechtensteinem, ze Szwajcarią, z Wielką Brytanią i ze Skandynawią na czele. Listę uzupełniają Kanada, Australia oraz Singapur. Trzeba też pamiętać, że Stany Zjednoczone także mają ciągle jeszcze rating AAA u pozostałych dwóch oceniających – Fitcha i Moody’s.