Irlandia formalnie zwróciła się o wielką pożyczkę do UE i MFW, by ratować swe banki. AP pisze, że jeszcze kilka lat temu w tym kraju, który był "celtyckim tygrysem" i przedmiotem zazdrości innych państw europejskich, takie posunięcie byłoby nie do pomyślenia.

Reklama

Ministrowie finansów Unii Europejskiej szybko zgodzili się na udzielenie Irlandii pomocy, podkreślając, że chodzi o "zabezpieczenie stabilności finansowej w UE i w strefie euro". Dokładne określenie skali i warunków pomocy dla Irlandii ma być przedmiotem negocjacji w najbliższych tygodniach.

W zamian za pomoc UE i MFW żądają od Irlandii reorganizacji systemu bankowego, redukcji deficytu budżetowego, redukcji świadczeń socjalnych oraz podwyższenia podatku, płaconego przez przedsiębiorstwa. Dublin wykluczał dotąd poniesienie tego podatku, wynoszącego zaledwie 12,5 proc. i postrzeganego przez inne państwa jako nieuczciwa konkurencja.

Associated Press wskazuje, że irlandzki kryzys, wywołany sytuacją w sektorze bankowości, spowodował wzrost kosztów zaciągania kredytów nie tylko przez Irlandię, lecz także przez inne "słabe ogniwa w strefie euro", takie jak Hiszpania i Portugalia. Porozumienie w sprawie pomocy dla Irlandii zmniejsza nieco presję na Madryt i Lizbonę, choć - jak pisze AP - wciąż jest możliwe, że w końcu i one będą potrzebowały ratunku.

Reklama

Europejski Bank Centralny, który jako pierwszy uderzył na alarm, wskazując na kryzysową sytuację irlandzkich banków, wskazuje, że pomoc dla Irlandii "przyczyni się do zapewnienia stabilności irlandzkiego systemu bankowego". Szwecja i Wielka Brytania, które nie należą do strefy euro, zgłosiły gotowość przyznania Irlandii pożyczek dwustronnych.

Pogarszająca się kondycja irlandzkiej bankowości to zła wiadomość dla Brytyjczyków. "Daily Telegraph" przytaczał w zeszłym tygodniu dane Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), z których wynika, że z powodu irlandzkich kłopotów brytyjskie banki są potencjalnie narażone na stratę 140 mld funtów szterlingów.

Tyle pożyczyły irlandzkim konsumentom, biznesowi i rządowi za pośrednictwem swoich filii w Irlandii w okresie boomu. To dlatego - jak podkreślono w BBC - rząd brytyjski chce uczestniczyć w ewentualnej akcji ratowania Irlandii, mimo że W. Brytania nie jest w strefie euro. Największe straty grożą bankom RBS i Lloyds, kontrolowanym przez brytyjski skarb państwa.

Reklama



Irlandzki minister finansów Brian Lenihan mówi, że Dublin potrzebuje mniej niż 100 miliardów euro, do wykorzystania w formie linii kredytowej dla swych banków, które tracą depozyty i mają coraz większe trudności z pożyczaniem pieniędzy na rynku. Według Lenihana pomoc taka może być potrzebna na okres od trzech do dziewięciu lat.

AP odnotowuje, że Irlandia znalazła się na progu bankructwa za sprawą pamiętnej decyzji z września 2008 roku, kiedy rząd zagwarantował nie tylko wszystkie depozyty w irlandzkich bankach, lecz także emitowane przez te banki obligacje. Rachunek za to ubezpieczenie przekroczył już 50 miliardów euro, powodując wzrost irlandzkiego deficytu budżetowego do rekordowo wysokiego poziomu.

Irlandia przez długi czas wzbraniała się przed przyjęciem pomocy, ale w końcu Lenihan przyznał, że stało się "boleśnie jasne", iż Dublin niezwłocznie potrzebuje "finansowej siły ognia", mającej wesprzeć jego plan oszczędnościowy.

4,5-milionową Irlandie czekają co najmniej cztery lata głębokich cięć budżetowych i podwyżek podatków. Ten program konsolidacji fiskalnej na sumę 15 miliardów euro ma umożliwić zredukowanie deficytu budżetowego (który w tym roku wzrósł do rekordowego w Europie poziomu 32 proc. PKB) do wymaganego przez strefę euro poziomu 3 proc. do 2014 roku.

AP wskazuje, że Europejski Bank Centralny i strefa euro za kulisami od dawna nalegały, żeby Irlandia zaakceptowała pomoc, co powinno upewnić inwestorów, że ten kraj nie może zbankrutować.

Agencja pisze jednak, powołując się na bliżej nieokreślonych analityków finansowych, że bez względu na zwrócenie się Irlandii o pomoc, Hiszpania i Portugalia pozostają w sytuacji, która może je w końcu zmusić do zwrócenia się o ratunek. AP odnotowuje, że Hiszpania boryka się z najwyższym bezrobociem w Europie, a Portugalia - jak się uważa - "robi za mało, by zrestrukturyzować swą niezwykle niekonkurencyjna gospodarkę".