Od samego początku kryzysu w połowie 2008 r. rząd w Dublinie miał związane ręce "błędnymi informacjami doradców z zewnątrz, systemem regulacji akcentującym zaufanie, a nie weryfikację oraz informacjami uzyskanymi od banków" - zaznaczyła gazeta.
Skutki nie dały długo na siebie czekać. W październiku 2008 r. minister finansów Brian Lenihan chełpił się, że jego rząd obmyślił najtańszy jak dotąd sposób wsparcia sektora bankowego, a regulator uznał, że banki dysponują płynnością finansową w większym zakresie niż jest to niezbędne.
Rząd w Dublinie jako pierwszy zagwarantował wszystkie depozyty i niemal wszystkie obligacje dłużne irlandzkiego sektora bankowego. Liczył, że w ten sposób inni będą nadal pożyczać irlandzkim bankom, a rząd przejdzie przez kryzys bez potrzeby głębokiego sięgania do kieszeni. Na ratowanie trzech najbardziej zadłużonych banków planował wydać łącznie 5,5 mld euro.
O tym, jak bardzo się przeliczył świadczy to, że od tego czasu wsparcie tylko jednego z pięciu największych banków Anglo-Irish kosztowało rząd 22,9 mld euro, a według oceny banku centralnego z września końcowy rachunek może wzrosnąć o dalsze 11,4 mld euro. Rząd znacjonalizował Anglo-Irish w styczniu 2009 r.
W ubiegłym roku administrująca długiem publicznym Agencja Zarządzania Skarbem Państwa (NTMA) opracowała plan utworzenia "złego banku" o nazwie Agencji Zarządzania Wkładem Państwa (NAMA) dla nabycia zabezpieczonych pożyczkami hipotecznymi obligacji bankowych o nominalnej wartości 77 mld euro. Zapłatą za nie miały być państwowe obligacje, przy czym w transakcji tej aktywa bankowe rozliczano początkowo z 30-procentowa zniżką. Jednak z uwagi na gorszą, niż zakładano, jakość obligacji bankowych trzeba było wprowadzić jeszcze większe potrącenia.
Jak zauważa WSJ, "plan NAMA ukształtował wyobrażenie opinii publicznej na temat kosztów ratowania banków, ale ich wycena była oparta na (nieprawdziwej) informacji samych banków zapewniających, że ich pożyczki były w pełni zabezpieczone".
Cytowany przez WSJ szef banku centralnego Irlandii Patrick Honohan wskazuje, że rząd premiera Briana Cowena walczy na dwóch frontach. Zmagając się z problemem nieściągalnych długów banków, musi naprawić finanse publiczne, którym zaszkodziła głęboka recesja i spadek wpływów podatkowych.
Przewidziane w projekcie przyszłorocznego budżetu cięcia w łącznej kwocie 6 mld euro to w proporcji do PKB Irlandii tyle samo, co w przypadku Stanów Zjednoczonych cały budżet ministerstwa obrony. Cięcia są elementem 4-letniego planu uzdrowienia finansów mającego na celu sprowadzenie deficytu budżetu do 3 proc. PKB.
Na ratowanie sektora bankowego rząd Irlandii wydał dotąd 34 mld euro i jest w trakcie wydawania dalszych 12 mld euro (łączy koszt ratowania banków sięgnie przez to około jednej trzeciej całego PKB). Wspieranie banków zwiększyło tegoroczny deficyt budżetowy do 32 proc. PKB, co stawia Irlandię pod tym względem na pierwszym miejscu w Europie.
"Rząd błędnie ocenił kryzys na wczesnym etapie. Desperacko dążąc do uratowania irlandzkiego sektora bankowego, zupełnie nie zdał sobie sprawy z tego, jak toksyczne stały się bankowe pożyczki. Skutek okazał się zgubny" - stwierdził "WSJ" w europejskim wydaniu.