W najnowszej wersji aktualizacji Planu Konwergencji rząd zauważa, że wprowadzenie obniżonego wieku emerytalnego oznacza niższe świadczenie, a to z kolei dopinguje do dłuższej pracy. „Na skorzystanie z prawa do emerytury w obniżonym wieku emerytalnym od 1 października 2017 r. decydowały się głównie osoby nieaktywne zawodowo” – brzmi fragment dokumentu, który raportuje Brukseli stan finansów publicznych i ich perspektywy do 2021 r. To potwierdza informacje, które podawaliśmy w DGP już w lutym.
Na podstawie informacji ZUS oszacowaliśmy, że w zeszłym roku przybyło 93,5 tys. emerytów aktywnych zawodowo. To łącznie z osobami, które mimo przekroczenia granicy wieku emerytalnego nie wzięły świadczenia, dało 147 tys. osób, które pozostały na rynku pracy, mimo że nie musiały. A to oznacza, że aż 85 proc. osób, które pracowały przed osiągnięciem wieku emerytalnego, po przekroczeniu tej granicy wciąż pracuje.
– Faktycznie ten efekt było widać. Większość aktywnych zawodowo dzień po wzięciu świadczenia wróciła do pracy. Ludzie zdają sobie sprawę , że ciężko będzie wytrzymać tylko na tym świadczeniu, i to ich motywuje, by nie opuszczać rynku. To szczęście dla przedsiębiorców, choć może nieszczęście dla emerytów – mówi Piotr Bielski ekonomista BZ WBK.
Dane pokazują , że rynek pracy w zasadzie nie odczuł obniżki wieku emerytalnego. Takiemu postępowaniu sprzyjały z jednej strony niskie świadczenia. W momencie wejścia w życie ustawy wiek emerytalny był o rok i miesiąc wyższy niż wprowadzona ostatecznie granica 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. To oznacza, że np. świadczenie kobiety, która wzięłaby je w wieku 60 lat, byłoby niższe o 160 zł, niż gdyby poczekała jeszcze 12 miesięcy. Taka różnica motywowała do dalszej pracy, z drugiej strony dobra sytuacja na rynku pracy i rosnące pensje zachęcały do kontynuacji zatrudnienia.
„Duży popyt na pracę, również tę mniej wykwalifikowaną i gorzej opłacaną, wspierany niską stopą zastąpienia przekłada się na wzrost aktywności zawodowej i odraczanie decyzji przejścia na emeryturę” – piszą autorzy APK.
Rząd liczy, że to zjawisko będzie utrzymywać się nadal i będzie pozytywnie wpływać na sytuację na rynku pracy.
– Trudno dokładnie wymierzyć, ale to na pewno ważny czynnik. Problem braku dostępności pracowników jest obecnie kluczowy dla polskich firm. To, że nie nastąpiło masowe odejście z rynku pracy, okazało się kołem ratunkowym – mówi Piotr Bielski.
Kolejne lata będą oznaczały coraz gorsze demograficzne perspektywy dla rynku pracy. Skończył się dopływ wyżowych młodych roczników, natomiast nadal licznie odpływają z niego przedstawiciele powojennego wyżu.
Autorzy APK liczą, że potencjalni emeryci będą chcieli zostać na rynku pracy nie tylko z powodu niższych świadczeń, ale także dlatego, że pracodawcy będą w stanie zapłacić coraz więcej pracownikom.
Zresztą tak samo jak na emerytów liczą na pracowników z Ukrainy. Inaczej brak rąk do pracy może negatywnie wpłynąć na perspektywy polskiej gospodarki.
„W rezultacie możliwe jest obniżenie tempa wzrostu PKB oraz szybszy wzrost cen”.
Optymistą, jeśli chodzi o chęć emerytów do dalszej pracy, nie jest Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. Jego zdaniem na dłuższą metę obniżka wieku emerytalnego nie będzie mimo wszystko skłaniała emerytów do dłuższej pracy.
– Ustawowy wiek emerytalny ma duży wpływ na plany pracowników dotyczące przebiegu ich kariery zawodowej. Na ogół planują jej finał od razu, gdy pojawia się ustawowa możliwość jej zakończenia. Wyraźnie widać silną zależność między wysokością ustawowego a faktycznym wiekiem przechodzenia na emeryturę – podkreśla ekspert.