Projekt przewiduje, że tak miałby być wyliczany wzrost emerytur już w 2015 r. Gdyby się to udało, spośród niemal 5 mln emerytów, którzy otrzymują świadczenia w ZUS, zyskałoby 2,6 mln. Reszta by straciła.
Na pewno w gronie beneficjentów byłoby dodatkowo 1,2 mln osób pobierających emerytury w KRUS. W grupie tych na minusie byłaby także większość mundurowych, których przeciętne świadczenie wynosi powyżej 3 tys. zł.
Równe podwyżki emerytur dla wszystkich mają jedną główną zaletę: zasypują dziurę między najniższymi i najwyższymi świadczeniami. Waloryzacja procentowa – która dziś jest stosowana – tylko pogłębia różnice w emerytalnych dochodach. Poza tym często jest niezauważalna przez osoby z najniższym uposażeniem.
Wadą waloryzacji kwotowej jest to, że wzrost wyższych świadczeń (powyżej przeciętnej) może nie nadążać za inflacją. Ci emeryci realnie stracą.
Inne wady to wprowadzenie corocznego wyznaczania kwoty waloryzacji ustawą. Da to politykom duże pole manewru do kształtowania wydatków na wzrost świadczeń. I do oszczędzania na emeryturach w kryzysowych czasach – gdy inflacja jest wysoka, a dochody budżetu spadają. Dziś w ustawie jest wpisany bezpiecznik, który powoduje, że waloryzacja nie może być mniejsza niż inflacja i 20-proc. wzrostu płac z poprzedniego roku. Kamil Cisowski, ekonomista PKO BP, mówi, że jakiś mechanizm zabezpieczający powinien być ustalony również w nowym modelu. Chodzi o minimalną kwotę, poniżej której rządzący nie mogliby zejść. Piotr Bielski z BZ WBK zwraca uwagę, że samo ustalenie, że kwota, o którą rosłyby emerytury, byłaby uchwalana w ustawie, to trochę za mało.
Drugie ryzyko: świadome uchwalanie względnie wysokiej waloryzacji w latach wyborczych. Ale tu eksperci są ostrożni w ocenach. Wskazują, że już w dzisiejszym modelu można zdecydować o wyższym wzroście świadczeń niż wynikałoby to z kształtowania inflacji i płac.
Kamil Cisowski mówi, że pomysł powrotu do waloryzacji kwotowej to skutek niskiej inflacji w tym roku. – To może być pisane na potrzeby roku przyszłego. Znaczenie mogą mieć wybory. A przed nami perspektywa deflacji w trzecim kwartale, w 2014 r. inflacja może wynieść 0,3 proc. Waloryzacja o wskaźnik „inflacja plus 20 proc. wzrostu płac” mogłaby być niezadowalająca dla emerytów – zauważa
Jego zdaniem wzrost świadczeń byłby kilkukrotnie niższy niż dziś wzrost płac w przedsiębiorstwach (ok. 5 proc.). W 2015 r. roku budżet zamierza wydać na podwyżki emerytur i rent 3,48 mld zł, taka kwota przypada na 9,3 mln emerytów i rencistów. Stąd podwyżka kwotowa świadczenia wyniosłaby 37,25 zł.
– Wydaje się, że taka reforma w dużej mierze obliczona jest na efekt polityczny – mówi Cisowski. I dodaje, że o ile waloryzacja kwotowa może być korzystna przy niskiej inflacji, o tyle trzeba się zastanowić, czy będzie opłacalna dla emerytów w momencie, gdy wskaźnik wzrostu cen będzie wysoki, wyraźnie wyższy niż cel inflacyjny NBP (2,5 proc.).
OPINIA
Waloryzacja kwotowa może mocniej wesprzeć konsumpcję. Bo relatywnie więcej dostaną osoby o najniższych emeryturach, u których skłonność do oszczędzania jest najmniejsza. To oznacza, że ich wydatki będą mogły być większe. Ale trzeba pamiętać, że ten wpływ wystąpi raz, gdy nastąpi zmiana modelu podwyżek. W następnych latach będzie to już neutralne, bodźcem dla wzrostu będzie tylko wielkość kwoty, o jaką wzrosną świadczenia.
Waloryzacja kwotowa to oczywiście pomysł na zmniejszenie nierówności dochodowych wśród emerytów. Z tego punktu widzenia to głównie narzędzie polityki społecznej. Gdyby jednak była stosowana w przyszłości, wtedy, gdy emerytura byłaby uzyskiwana z systemu zdefiniowanej składki – a więc jej wysokość zależałaby od wpłacanych składek w trakcie pracy zawodowej – to mogłoby oznaczać, że osoby o wysokich dochodach z pracy dziś mogłyby mieć nawet realny spadek świadczeń emerytalnych. Dlaczego? Bo przy waloryzacji kwotowej zwiększanie ich emerytur może nie nadążać za inflacją. W efekcie taki model waloryzacji zmniejszałby siłę nabywczą tych, którzy dziś zarabiają dużo i płacą wysokie składki emerytalne, a zwiększał tych, którzy płacą niskie składki. To byłoby sprzeczne z systemem zdefiniowanej składki: bo osoby, które zapracowały sobie na wysokie emerytury, dostawałyby relatywnie niską waloryzację. Pytanie, dlaczego nierówności dochodowe mielibyśmy ograniczać dopiero w systemie emerytalnym. To powinno chyba następować wcześniej, na poziomie systemu podatkowego.