Dyskonty od co najmniej dekady nie rozwijały się tak wolno jak teraz. Od stycznia do września cztery sieci działające na rynku spożywczym wzbogaciły się łącznie o 67 placówek. Do końca roku segment ten wzrośnie w sumie najwyżej o 100 sklepów. To o 26,5 proc. mniej względem ubiegłego i aż o 71,2 proc. względem rekordowego 2013 r. Jest kilka powodów, dla których tego typu sklepy osiągają limit własnych możliwości.
Analitycy od lat powtarzali, że w kraju jest miejsce na ok. 5 tys. dyskontów. Ostatnio niektórzy zweryfikowali swoje szacunki. Dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji Andrzej Faliński mówił niedawno o barierze 4–4,5 tys. Wpływ na to miał m.in. ubiegłoroczny upadek sieci Czerwona Torebka. – To bankructwo było dowodem na to, że polscy klienci nie chcą już robić zakupów w typowych dyskontach, czyli sklepach, w których dostępne są tylko produkty marki własnej, a sprzedaż prowadzona jest z palet – zauważa Mariola Skolimowska z sieci Netto. Z kolei program 500 plus sprawił, że wzrósł popyt na lepszej jakości towary.
– Ten trend jest widoczny od dłuższego czasu. Dlatego dyskonty rozszerzają asortyment o produkty markowe, często klasy premium, przeobrażając się tym samym w zwykłe supermarkety. Szczególnie że w ślad za zmianą oferty idzie też remont placówek – komentuje Andrzej Faliński.
Reklama
Biorąc pod uwagę, że w naszym kraju działa prawie 3,8 tys. dyskontów, potencjał rozwoju jest już na wyczerpaniu. Sklepy niektórych sieci zaczynają się nawet kanibalizować. Widać to zwłaszcza po Biedronce, której trudno jest znaleźć miejsce pod nowe placówki. Według Any Luísy Virgínii, dyrektor korporacyjnej w Jerónimo Martins, sieć w tym roku zamierza otworzyć łącznie ok. 100 sklepów, choć to trudne wyzwanie, ponieważ do końca września udało się to tylko z 50 placówkami.
Reklama
Nawet gdyby plany Portugalczyków zostały w pełni zrealizowane, będą o połowę skromniejsze niż w latach poprzednich. Obecnie Jerónimo Martins ma w Polsce 2,7 tys. sklepów. – Nie można też zapominać o tym, że sieć jednocześnie zamyka nierentowne placówki. W tym roku ma zamiar zamknąć 20 sklepów – komentuje Bartosz Bolecki z firmy PMR. Eksperci przypominają też, że Biedronka zakładała docelowo prowadzenie ok. 3 tys. sklepów w Polsce. Niewiele więc już dzieli ją od tej granicy. – Poza tym coraz głośniej mówi się, że szuka ona możliwości rozwoju na innych rynkach. Ostatnio pojawiła się informacja, że przymierza się do przejęcia sieci w Rumunii. Widać więc, że sama firma też jest świadoma ograniczeń, przed jakimi stanęła na polskim rynku – dodaje Bolecki.
Zwalnia także Netto, które uruchomi w tym roku siedem nowych sklepów wobec 19 w 2015 r. Z kolei Lidl, który miał w planach przyspieszenie rozwoju, utrzymuje dotychczasowe tempo. W tym roku wzbogacił się o 23 placówki. Planu trzyma się również Aldi, który rozwija się w tempie ok. 10 sklepów rocznie. Według naszych rozmówców do ostudzenia planów sieci, poza nasyceniem rynku, przyczyniła się także groźba wprowadzenia podatku handlowego. Przedłużające się prace nad nim i niejasność co do jego ostatecznego kształtu utrudniają wyliczenie kosztów, które z tego tytułu będą ponosiły firmy. Dlatego decydowały się one na otwarcie tylko tych sklepów, nad którymi prace były już zaawansowane. – Podobne zjawisko jest widoczne także w innych segmentach rynku. Ogólnie wyhamował rozwój całej branży handlowej. Sieci postawiły na remonty – przekonuje Bartosz Bolecki. Planują je Biedronka, Lidl i Netto. – W tym roku zmodernizujemy 31 sklepów. Mniejsza skala inwestycji w naszym przypadku to jednak również konsekwencja kredytu, który spłacamy w związku z wykupem udziałów w sieci od AP Moller-Marsk – mówi Mariola Skolimowska z Netto.
Z takiego obrotu sprawy są zadowolone małe sklepy rodzinne. Spowolnienie rozwoju dyskontów oznacza dla nich chwilę oddechu. – Z naszych szacunków wynika, że jedno nowe miejsce pracy w dyskoncie likwiduje cztery do pięciu miejsc w niezależnym handlu – tłumaczy dyrektor Polskiej Izby Handlu Maciej Ptaszyński. Eksperci zauważają jednak, że ten spokój nie będzie trwał wiecznie, bo chcą na nim skorzystać także inni gracze. Choćby Carrefour, który w połowie roku przeprowadził rebranding jednego ze swoich sklepów (w Piekarach Śląskich), zamieniając go na Supeco. To dyskontowa odnoga sieci, którą firma zaczęła rozwijać jakiś czas temu w innych krajach, m.in. w Rumunii. W Carrefourze usłyszeliśmy, że wciąż trwają testy nowej marki i na razie nie wiadomo, kiedy zostaną otwarte kolejne placówki pod jej szyldem.