Gospodarka ma rosnąć w tempie blisko 4 proc. rocznie, zaś dług i deficyt w relacji do PKB spadną – to główne przesłanie planu aktualizacji konwergencji. Resort finansów przygotował dokument informujący Komisję Europejską, jak spełniamy kryteria z Maastricht. Rząd trzyma się dotychczasowego planu: zachowywania dyscypliny finansów publicznych i zgody na umiarkowany wzrost dochodów. Liczy na to, że przyspieszająca gospodarka pomoże mu walczyć z deficytem i długiem.
My, prymusi
W efekcie na koniec tego roku deficyt sektora finansów publicznych powinien wynieść 2,7 proc. PKB. To mniej, niż wymagają kryteria z Maastricht, stanowiące warunek ewentualnego przyjęcia euro. W kolejnych latach ma on się nadal obniżać, aż do poziomu 1,2 proc. Podobnie ma być z długiem publicznym, który spadł po zmianach w OFE. W tym roku dług w relacji do PKB ma nieco wzrosnąć, by od przyszłego roku zacząć spadać. Realizacja tych prognoz gwarantuje trwałe spełnienie kryteriów dotyczących deficytu i długu. Dla Brukseli może to być argument, by już w tym roku zdjąć z Polski procedurę nadmiernego deficytu.
Te rezultaty mają być osiągnięte bez znaczących korekt obecnej polityki gospodarczej. Jak wynika z obecnie obowiązującej ustawy, VAT ma zostać obniżony o 1 pkt proc. w 2017 r., ale stawki PIT, progi podatkowe i kwota wolna mają pozostać bez zmian. „Nie przewiduje się istotnych zmian stawek podatku akcyzowego” – napisali też urzędnicy. Po stronie wydatkowej dokument potwierdza deklaracje premier Ewy Kopacz o stopniowym odmrażaniu płac w budżetówce. Budżety mają być układane zgodnie z regułą wydatkową. To oznacza, że wydatki publiczne będą rosły wolniej niż gospodarka, co w praktyce będzie prowadziło do obniżenia ich relacji w relacji do PKB.
Według ekspertów scenariusz nakreślony przez resort jest realny. – My co prawda szacujemy, że wzrost gospodarczy może być nieco niższy, ale różnice są niewielkie. Dynamika powinna być na tyle duża, by w kolejnych latach deficyt spadł do poziomów zakładanych przez MF. O ile nie będzie jakichś dodatkowych wydatków lub obniżek podatków – ocenia ekonomista PKO BP Piotr Bujak.
Inflacja i Rosja grożą
Szanse na prognozowane przez rząd ożywienie są spore, bo zbiegło się kilka czynników, które będą je wspierać. Przede wszystkim wzrost w strefie euro, podłączonej właśnie do kroplówki w postaci luzowania ilościowego prowadzonego przez Europejski Bank Centralny. Ożywienie w Eurolandzie to dobra wiadomość dla polskich eksporterów. Naszej gospodarce – przynajmniej w tym roku – będą sprzyjać też niskie ceny ropy, powodujące spadek kosztów, np. w przemyśle. Dodatkowo można się spodziewać wzrostu inwestycji publicznych ze względu na napływ środków unijnych. A za kilka kwartałów powinno być widać efekty rekordowo niskich stóp.
Choć większość analityków obstawia taki właśnie rozwój wydarzeń, inni dostrzegają pewne ryzyka. – Może nim być inflacja niższa od zakładanej przez rząd (deflacja może potrwać dłużej) – zauważa główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak. Jeśli inflacja będzie niższa, niższe mogą być także wpływy budżetowe, co może utrudnić realizację programu. Kolejna niewiadoma to rozwój sytuacji na Wschodzie. Eskalacja albo przedłużanie się konfliktu na Ukrainie może prowadzić do dalszego pogorszenia relacji gospodarczych między Rosją a UE, na czym Polska bezpośrednio straci.
Z kolei na polskim podwórku ryzykiem są wybory; pokusa zdobycia głosów wyborców może prowadzić do zwiększania wydatków w budżecie na 2016 r. – Ryzyko polityczne jest oczywiste, choć zapewne – jeśli ten rząd utrzyma władzę po wyborach – ten program będzie realizowany – twierdzi główny ekonomista BZ WBK Maciej Reluga. Eksperci wskazują też, że plan nie zakłada żadnych strukturalnych zmian w systemie finansów publicznych. Według Piotra Bujaka Komisja Europejska może wytknąć polskiemu rządowi ten brak ambicji. Zwłaszcza że szybsze zmniejszanie deficytu byłoby bezpieczniejsze dla finansów publicznych.