Bożena S., członek zarządu odpowiadająca za sprawy finansowe, i były
prezes GetBacku Konrad K. są dzisiaj w gronie 19 osób, którym prokuratura postawiła zarzuty. S. nie trafiła do aresztu, zastosowano wobec niej poręczenie majątkowe, a K. przybywa w nim od 19 czerwca. Ich korespondencja, do której dotarł DGP, pokazuje, że sytuacja finansowa spółki była inna niż informacje, jakie oficjalnie przekazywano inwestorom. Po trzech kwartałach 2017 r. GetBack chwalił się 181,2 mln zł zysku netto (46 proc. wzrostu r./r.). W szczytowym momencie był wyceniany na giełdzie na ponad 2,5 mld zł. W połowie lutego, na dwa miesiące przed wybuchem
afery, spółka miała tylko pozytywne rekomendacje od analityków.
Papierowe zyski, realne straty
Sytuacja GetBacku była jednak
misternym oszustwem, o którym członkowie zarządu oficjalnie pisali do siebie kilka dni po debiucie na GPW. Z wymiany e-maili pomiędzy Bożeną S. i Konradem K. wynika, że doskonale znali jej prawdziwą kondycję i to, że co miesiąc generuje 8 mln zł straty. S. przedstawiła prezesowi GetBacku trzypunktowy plan działania, na który składały się: cięcie kosztów,
zakupy portfeli tylko z cut off (mechanizm pozwalający na realną wycenę nabywanych wierzytelności) oraz pozyskanie źródeł przychodów, które nie będą kapitałochłonne. Jak K. reaguje na jej wiadomość?
„Przede wszystkim trzeba skupić się na punkcie 2 i 3 tego, co piszesz, czyli muszą być jednorazowe duże przychody. Nigdy w życiu kosztami nie nadrobisz takiej różnicy, a jak zredukujesz maksymalnie wszystkie koszty, to
rozwalisz firmę. Co absolutnie nie znaczy, że masz ich nie zmniejszyć” – odpowiada były
prezes. Dyrektor finansowa uważa, że trzeba działać konkretnie, „bo jakoś to wszystko przelewa się i kolejny kwartał i NIC nie ma do wyniku finansowego”. Bożena S. wskazuje, że na posiedzeniu zarządu zamierza poinformować o wszystkim jego członków. Nie udało nam się ustalić, czy zrealizowała ten zamiar.
K. wskazuje, że
najważniejsze są przychody. „I tu musi iść główne natarcie, bo jak wytniemy koszty max, a nie zwiększymy przychodów, to i tak nic to nie da względem potrzeb. Damy radę. Bardzo mi się podoba Twoje podejście i to, co teraz robisz, tak działamy. Masz moje pełne poparcie i działamy razem we dwoje” – pisze. Bańka pękła w kwietniu 2018 r., a
afera rozlała się po całym rynku. Nowy zarząd spółki zleca audyt śledczy. Ustalenia pokazują, że wyparowało z niej ok. 2 mld zł. Z niezaudytowanych sprawozdań finansowych wynika, że w 2017 r. GetBack zanotował ok. 1,3 mld zł straty, a w I półroczu 2018 r. – 1,1 mld zł.
Dowody są, ale jaka szkoda
Obligatariusze mogą na razie liczyć, że odzyskają ok. 1/3 pieniędzy, za jakie kupili papiery dłużne spółki. Większy problem mają akcjonariusze, którzy – jak wiele wskazuje – kupili akcje na podstawie sfałszowanych liczb. – Każdy, kto wprowadza do świadomości inwestorów nieprawdziwą informację o jakimkolwiek podmiocie gospodarczym – przy założeniu, że robi to świadomie, i wie, że rozprzestrzeniana informacja jest nieprawdziwa – popełnia przestępstwo manipulacji na rynku finansowym. Jeżeli działał w zamiarze doprowadzenia innej osoby do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, spełnione są także znamiona przestępstwa oszustwa – mówi DGP adwokat Piotr Zemła z kancelarii KOLS.
Wiadomości wymieniane pomiędzy S. i K. mogą być takim
dowodem. Jednak aby dochodzić swoich praw, akcjonariusze muszą wykazać szkodę, a to trudne, bo notowania GetBacku są zawieszone. –
W polskim prawie nie było precedensu, który pozwoliłby oszacować szkodę w przypadku, gdy spółka jest notowana, ale obrót jej akcjami zawieszony. Są ogólne przepisy kodeksu cywilnego, na podstawie których można argumentować, że do szkody doprowadził zarząd spółki. Jednak pojawia się natychmiast problem winy, który rozwiąże się dopiero w przyszłości, gdy prokurator skieruje akt oskarżenia do sądu, a ten wyda wyrok – podkreśla
Wojciech Kapica z kancelarii SMM Legal.
Liczba poszkodowanych obligatariuszy przekracza 9 tys., a licząc z akcjonariuszami i innymi wierzycielami – 20 tys. osób. – Na podstawie art. 98 ustawy o ofercie publicznej można próbować dochodzić roszczeń od podmiotów, osób zobowiązanych do przygotowania oferty publicznej, czyli np. samej spółki, podmiotów prowadzących zapisy na jej akcje czy audytora. Tylko aby to było skuteczne, należy dowieść, że podmioty te wiedziały o nieprawidłowościach, a audytor dopuścił się rażącego zaniedbania – zwraca uwagę Kapica. W DGP pisaliśmy już, że GetBack rozważa pozew przeciwko firmie Deloitte, która w ostatnich latach prowadziła rewizję ksiąg spółki.
Wiele zarzutów pada też pod adresem nadzoru. KNF odrzuca je i wskazuje, że sprawdza prospekty tylko pod względem formalnym. – Prospekt emisyjny zatwierdzał KNF, ale nadzór bazuje na dokumentach przedstawionych przez emitenta i nie ma specjalnych uprawnień do weryfikacji tego, co jest w księgach. Po to są opinie biegłego rewidenta – mówi Wojciech Kapica. – Drogę do dochodzenia w przyszłości roszczeń otwiera zakończenie postępowania karnego i udowodnienie czyjejś winy. Dopiero po tym pojawia się możliwość skutecznego dochodzenia zadośćuczynienia na drodze cywilnej. Oczywiście bez zakończenia procesu karnego jest to również możliwe, ale znacznie trudniejsze – dodaje.