Frank szwajcarski bije kolejne rekord. Głównym powodem jest obawa inwestorów o pogłębienie się kryzysu w strefie euro i USA. Jedyne, co w tej sytuacji możemy zrobić, to mocniej zacieśniać politykę fiskalną i wprowadzać reformy dające oddech naszym finansom publicznym. To w dłuższej perspektywie może wzmocnić naszą walutę i przywrócić zaufanie inwestorów do polskiej giełdy. Uchroni nas także przed wzrostem rentowności obligacji. „DGP” szuka przyczyn, dla których frank rośnie w siłę kosztem innych walut.

Reklama

Powód I: Siła Szwajcarii

Gospodarka szwajcarska jest zdrowa, mocna i nie widać, mimo drożejącej waluty, zagrożeń dla jej rozwoju. Także jej finanse publiczne są w dobrej kondycji. Wczoraj poznaliśmy dane o sprzedaży detalicznej i indeks PMI mówiący o kondycji przedsiębiorstw przemysłowych. Ku zaskoczeniu liczona rok do roku sprzedaż detaliczna wzrosła w czerwcu o 7,4 proc. wobec 3,9 proc. w maju. Indeks PMI wzrósł w lipcu do 53,5 pkt z 53,4 pkt.

– Rynek spodziewał się spadku tego indeksu do 52 pkt oraz słabszej sprzedaży detalicznej – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Tym samym Szwajcaria pokazała, że nawet z mocnym frankiem jej gospodarka sobie radzi.

Utwierdziło to inwestorów w przekonaniu, że jej waluta jest dobra na trudne czasy. Stracił nie tylko złoty. Frank umocnił się także do dolara, który stracił ponad 0,5 proc. i płacono za niego 0,78 CHF. Traciło także euro. Jego kurs spadł o blisko 1,17 proc. – do 1,1 CHF. Tydzień temu kosztowało 1,16 CHF.

Powód II: Kłopoty w Europie

Euro się osłabia, co bije także w złotego, bo sytuacja na Starym Kontynencie wciąż jest niepewna. W porównaniu ze Szwajcarią indeksy PMI w krajach Starej Unii wypadają mizernie: Niemiec spadł z 54,6 pkt do 52 pkt, Francji z 52,5 pkt do 50,5 pkt, Wielkiej Brytanii z 51,3 pkt do 49,1 pkt. – W tej sytuacji rozumowanie inwestorów jest proste. Jeśli słabnie ożywienie w przemyśle największych europejskich gospodarek, to wzrasta zagrożenie, że pomimo pomocy ze strony UE czy MFW kraje peryferyjne nie poradzą sobie z reformami i obsługą zadłużenia – tłumaczy Krzysztof Wołowicz, dyrektor departamentu analiz DM TMS Brokers. – W tej sytuacji nie tylko osłabiło się euro, ale i wzrosła do powyżej 6 proc. rentowność obligacji Włoch i Hiszpanii – dodaje.

Reklama

Inwestorzy boją się także złotego, bo nie wierzą, że sytuacja u nas pozostanie bez zmian, jeśli pogorszy się w strefie euro. – Osłabienie gospodarcze u naszych głównych partnerów handlowych może negatywnie wpłynąć na nasz eksport i na kondycję firm z nim związanych. Dlatego choć PMI dla Polski wzrósł, to w ocenie inwestorów jest to wzrost chwilowy – mówi Dorota Strauch, ekonomistka Raiffeisen Banku.



Powód III: Zamieszanie w USA

Niepewność i awersję do ryzyka – a na tym zyskują tradycyjnie frank i złoto – podbija także sytuacja w USA. Nie pomogło nawet porozumienie w amerykańskim Kongresie w sprawie cięć w budżecie i podwyższenia dopuszczalnego poziomu zadłużenia. Zaważyły na tym m.in. wcześniejsze dane pokazujące, że PKB USA w pierwszej połowie roku było na poziomie pełzającym. Na to nałożył się słabszy od oczekiwań indeks ISM mówiący o kondycji przemysłu. – Istnieje realne zagrożenie, że w tej sytuacji agencje ratingowe zrealizują groźbę obniżenia oceny USA z AAA do AA – uważa Krzysztof Wołowicz.

Groźba obniżki ratingu dla tego kraju powoduje również ucieczkę inwestorów z giełd. Wczoraj czerwone były indeksy w Europie i wszystkie najważniejsze parkiety w Azji. Także Warszawa uległa fali odpływu. A za część pieniędzy ze sprzedawanych aktywów inwestorzy kupują pewną lokatę – franka.

Powód IV: Działania spekulantów

Nie bez znaczenia dla lokowania aktywów jest także to, że rynek spodziewał się zamieszania w Europie i USA. – Pewne wydarzenia w UE i w USA były do przewidzenia, dlatego i kierunek, w jakim pójdą rynki, także. Spekulanci obstawili i podłączyli się pod ogólny trend. Ale sama spekulacja nie dałaby rady tak ściągnąć giełdowych indeksów w dół czy zmienić sytuacji na rynku walutowym – uważa Wołowicz.

Gdy do gry wchodzą spekulanci, to żadna obrona nie jest skuteczna. Ani Bankowi Szwajcarii nie da się osłabić franka, ani naszemu resortowi finansów wzmocnić złotego. – Myślę, że to jeszcze nie koniec osłabiania europejskiej waluty i niedługo zobaczymy 1,05 franka za euro. Być może rynek będzie chciał przetestować poziom 1:1 – mówi Dorota Strauch. – Za euro obsunie się złoty i możemy zobaczyć 3,70 – 3,75 zł za franka – dodaje. Za to istnieje nadzieja, że bańka spekulacyjna jest już bliska pęknięcia.

Powód V: Brak deklaracji o reformach

Mocny frank to smutna wiadomość dla ok. 700 tys. kredytobiorców – z rodzinami to ok. 2,5 mln osób. Jednak nie ma wpływu na przedsiębiorców – eksporterów i importerów. Do euro i dolara złoty waha się w stałym paśmie i nie bije rekordów osłabienia.

Za to ogólnie zła sytuacja w otoczeniu ekonomicznym powinna zmotywować nas do działania. "Rząd powinien położyć nacisk na reformy. Ograniczyć nie tylko deficyt budżetowy, ale i finansów publicznych. Ciąć wydatki, kontrolować wynagrodzenia, maksymalnie wykorzystywać fundusze europejskie, by wspierać inwestycje" - mówi Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Banku. "To zmieni nasz wizerunek w oczach inwestorów i pozwoli uniknąć takich wahań w przyszłości" - przekonuje.