- Na spotkaniu wszyscy nasi członkowie z bólem serca podjęli tę trudną decyzję - powiedział wiceprzewodniczący HKCTU Leo Tang. Jak dodał, członkowie związku otrzymywali pogróżki. HKCTU zrzeszał około 140 tys. osób.
Z danych agencja Reutera wynika, że 29 hongkońskich związków zawodowych rozwiązało się od początku roku z obawy, że ich działania zostaną uznane za naruszające ustawę o bezpieczeństwie państwowym, za co grożą kary więzienia z karę dożywocia włącznie.
Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam zaprzeczyła, by rząd Chin wywierał presję na społeczeństwo obywatelskie, aresztując kogokolwiek z powodu przekonań politycznych. Zaznaczyła, że wszystkie działania są zgodne z prawem i oparte na dowodach.
Według niektórych aktywistów sytuacja związków zawodowych w Hongkongu zaczyna przypominać tę w Chinach kontynentalnych. - Związki będą podlegały większej kontroli, jeżeli to jeszcze nie nastąpiło. To zupełnie tak jak w (kontynentalnej części) kraju, gdzie aktywizm związkowy jest uważany przez władze za zagrożenie. Nie ma tam niezależnych zrzeszeń - powiedziała Maya Wang z organizacji praw człowieka Human Rights Watch.
"W zmowie"?
Chińskie media prorządowe sugerowały, że HKCTU działał "w zmowie z siłami zagranicznymi jako agentura obcego wywiadu" w związku z jego przynależnością do Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych (ITUC). Obie organizacje odpierają zarzuty.
Po masowych prodemokratycznych protestach z 2019 roku w Hongkongu, które wygasły wraz z nadejściem pandemii Covid-19, władze centralne w Pekinie i lojalna wobec nich administracja Hongkongu nasiliły działania przeciwko demokratycznej opozycji. Ustawę o bezpieczeństwie państwowym, którą w czerwcu 2020 roku Pekin narzucił Hongkongowi, oceniano jako początek ery autorytaryzmu w tym dysponującym dotąd największą wolnością regionie Chin.