Kierownik cham (bo tak go trzeba nazwać) może zdarzyć się wszędzie. Krystyna i jej koleżanki miały to nieszczęście, że ich nowy szef absolutnie nie dorósł do roli kierownika. W takiej sytuacji proponuję Krystynie dwie drogi postępowania.
Pierwsza to bezpardonowa walka o swoje prawa. Zachowanie szefa to typowy mobbing i można wystąpić z tego powodu na drogę prawną. Od 2004 roku mobbing wprowadzono do Kodeksu pracy, a artykuł 94 § 3 jednoznacznie to definiuje:
„Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu i zastraszeniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną oceną przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu pracowników.”
Pracownik ma prawo dochodzić zadośćuczynienia w przypadku rozstroju zdrowia i odszkodowania w przypadku rozwiązania umowy o pracę. Aby móc przyjąć takie uporczywe nękanie za mobbing, musi ono trwać przynajmniej sześć miesięcy i występować systematycznie (wystarczy raz w tygodniu). W udowodnieniu mobbingu pomogą zaświadczenia o długotrwałym leczeniu, rozstroju zdrowia, a nawet wizyta w poradni psychologicznej. Pozywa się nie osobę, która mobbowała (w tej sytuacji szefa), ale pracodawcę, czyli organizację (w tym przypadku ZUS). Im większy pracodawca, tym lepszych może wynająć prawników i dochodzenie swoich praw jest cięższe. Ta alternatywa jest mordercza, długa i niestety najczęściej kończy się utratą pracy. Wielkim jej plusem jest natomiast fakt natychmiastowego wyjścia z tej bardzo bolesnej dla nas sytuacji i nagłośnienie sprawy. To droga dla tych, którzy nie wyobrażają sobie ani jednego dnia dłużej z takim traktowaniem.
Krystyno, druga droga jest łagodniejsza w konsekwencjach, dłuższa, ale i trudniejsza do wykonania. Szef chce, żebyś czuła się źle, żebyś się go bała i nie ośmieliła się przeciwstawiać. Jeżeli uda mu się tego dokonać – przegrałaś. Spadek samooceny, pogorszenie wykonywania zadań, ciągły stres, problemy ze zdrowiem, a na koniec depresja i być może utrata pracy. Oto, co Cię czeka, jeżeli mu się poddasz. Ale wcale nie musi tak być. Po pierwsze, Krystyno, musisz uwierzyć sama w siebie. Do tej pory byłaś dobrym pracownikiem, a poprzedni przełożony doceniał Twoje umiejętności. Pamiętaj o tym. Możesz też znaleźć inną pracę, to naprawdę nie jest niemożliwe. Znam firmy, które z chęcią przyjmują byłych pracowników ZUS-u do działów księgowości. Taki pracownik zna dobrze przepisy, a ponadto ma znajomości w urzędzie – dla firmy to idealny nabytek. Argument szefa o tysiącach chętnych do pracy na Twoim miejscu jest po prostu śmieszny. Zatrudnienie nowego pracownika oraz przygotowanie go do wykonywania tej pracy (znajomość przepisów, procedur, oprogramowania itd.) trwa od kilku miesięcy do dwóch lat. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to więc absolutnie nieopłacalne.
Wykorzystaj sytuację, że pracujesz z koleżankami w jednym pokoju. Wspólnie wspierajcie się i ustalcie plan działania. Przy każdej okazji asertywnie pokazujcie szefowi, że nie zgadzacie się na takie postępowanie. Ostentacyjnie noście dyktafony (swojego czasu bardzo popularne wśród polityków) i włączajcie je, gdy szef was obraża. Pokazujcie mu, że się nie boicie, bo strach to jedyna broń, jaką dysponuje wasz przełożony. Im bardziej jesteście zastraszone, tym bardziej on pozwala sobie na złe traktowanie. Nie podejmujcie otwartej walki, nie prowokujcie awantur, ale wyraźnie dajcie mu odczuć, że nie jesteście już zahukanymi owieczkami. Na początku będzie gorzej, bo szef będzie zdezorientowany i będzie się starał zastraszyć was jeszcze bardziej. Ale przy konsekwentnym postępowaniu dochodzi zazwyczaj do unormowania sytuacji i ogólnego zawieszenia broni. Nie przerodzi się to w wielką miłość, ale przynajmniej będziecie mogły normalnie funkcjonować w pracy, bez konieczności wysłuchiwania wyzwisk, bez ciągłego stresu i strachu.