Jeśli nie będziesz się uczył, skończysz jako operator miotły w McDonaldzie – tak strofował syna pewien znany przedsiębiorca, rozczarowany szkolnymi wynikami potomka, ucznia jednego z najdroższych warszawskich prywatnych liceów. Piotr Jucha swojego syna nigdy w ten sposób nie mobilizował do nauki. Nie było takiej potrzeby. W jego ustach taka „groźba” brzmiałaby mało przekonująco. Sam od 20 lat pracuje w McDonald’s, mimo że skończył z wyróżnieniem studia na Wydziale Mechaniczno-Energetycznym Politechniki Śląskiej i ma dyplom MBA University of Calgary. Od siedmiu lat jest dyrektorem generalnym polskiej sieci McDonald’s.
Przygoda młodego inżyniera z branżą fast food to przypadek, jakich wiele w rodzącym się polskim kapitalizmie. Kiedy latem 1992 r. młody Jucha bronił dyplomu inżyniera, dobiegała końca likwidacja placu budowy żarnowieckiej elektrowni jądrowej. Perspektyw na kolejny projekt elektrowni jądrowej nie było, więc Jucha ruszył na podbój wolnego rynku. We wrześniu znalazł ogłoszenie o naborze do otwieranego w Katowicach pierwszego śląskiego lokalu McDonald’s i postanowił zacząć karierę od pracy w globalnej firmie.
Do pierwszych obowiązków zawodowych Juchy należało utrzymanie czystości na sali jadalnej. Innymi słowy młody inżynier operował mopem. Ale szybko awansował.
– Już po tygodniu trafiłem do kuchni – wspomina z uśmiechem. To naprawdę był awans, choć bolało od oparzeń gorącym tłuszczem – dodaje.
Pracy „na mopie” i przy kuchni wcale się nie wstydzi. Przeciwnie: jest dumny, że poznał całą strukturę korporacji, co dziś pomaga w zarządzaniu. Taka jest też ponad 60-letnia tradycja firmy – każdy pracownik McDonald’s zaczyna od mopa i smażenia hamburgerów. Wzorem byli założyciele sieci – bracia Richard i Maurice McDonaldowie.
Jucha był pojętnym uczniem. Po kilku miesiącach został w Katowicach kierownikiem obszaru, czyli nadzorował obsługę gości i kasy, a niedługo później odpowiadał już za całą restaurację w Krakowie. Kariera niespełnionego fizyka, jak przystało na branżę z przedrostkiem „fast”, nabierała tempa. W 1994 r. już jako konsultant operacyjny przeprowadził się do warszawskiej centrali firmy. Kilka lat później został dyrektorem operacyjnym w krajach nadbałtyckich, wkrótce potem w regionie Europy Środkowej. To był bardzo pracowity czas, w którym inżynier fizyk bez kompleksów wprowadzał nowe technologie produkcyjne globalnej sieci.
Piotr Jucha nie boi się wprowadzać nowych rozwiązań, które w zunifikowanej w skali światowej korporacji nie są takie oczywiste. Jakich? Na przykład zmian w menu. Jedną z nich był popularny dziś WieśMac, czyli mackanapka w polskim wydaniu z dodatkiem sosu chrzanowo-musztardowego. WieśMac okazał się sukcesem tylko w Polsce. Globalnym sukcesem dyrektora Juchy było za to wprowadzenie do dziecięcych zestawów Happy Meal świeżego jabłka zamiast tuczącego deseru. To miał być dowód na to, że McDonald’s się zmienia, urozmaicając klasyczne i tuczące menu sałatkami, owocami i chudym mlekiem.
Gdyby Piotr Jucha kończył studia dziś, być może byłoby mu łatwiej – plany budowy elektrowni jądrowej nabierają kształtu. On sam kibicuje projektowi, choć dziś swoją wiedzę z fizyki jądrowej nazywa krzyżówkową. Nie planuje już tam kariery, w McDonaldzie ma jeszcze sporo do zrobienia. Chce dotrzeć z WieśMakiem pod strzechy i na polskie autostrady. A przy okazji poprawiać wizerunek firmy, być może dodając, wzorem brytyjskich kolegów, książki do dziecięcych zestawów.