Fiskus traci setki milionów złotych na tym, że nie potrafi zwalczać szarej strefy handlu w sieci – alarmuje NIK w swoim najnowszym raporcie. Zdaniem kontrolerów przedsiębiorcy z dziecinną łatwością unikają opodatkowania, gdyż urzędy skarbowe i celne nie potrafią ich kontrolować. NIK odkryła, że podległe resortowi finansów urzędy nie wypracowały wspólnej metody sprawdzania e-sklepów oraz e-usług. Kontrole były przypadkowe.
Nie istniał żaden system wyznaczania, przeszukiwania i monitorowania e-gospodarki. "Osoba prowadząca klasyczny sklep np. z artykułami spożywczymi musi liczyć się z dziesiątkami kontroli. Dużo prościej jest prowadzić ten sam sklep w internecie i realizować jedynie zamówienia. Kto mnie skontroluje, ile kilogramów pasztetu sprzedałem?" - tłumaczy jeden z handlarzy.
NIK zauważyła, że służby skarbowe i celne podejmowały partyzanckie działania przy użyciu samodzielnie tworzonych programów wyszukiwawczych. "Tylko po jednej akcji kontrolnej, zleconej przez nas urzędom, odzyskano dla Skarbu Państwa blisko 3,5 mln zł" -tłumaczy rzecznik NIK Paweł Biedziak. Z badań kontrolerów wynika, że najczęściej płacenia należnych podatków unikają osoby osiągające najniższe dochody, do 400 tys. zł rocznie.
Inspektorzy NIK wykryli, że resort nie zatroszczył się nawet o solidne łącza internetowe w urzędach skarbowych. Bywało, że pracownicy korzystali z domowych łączy, aby śledzić szarą strefę. Z zarzutami nie zgadza się rzeczniczka ministra finansów Magdalena Kobos.
"Raport kończy się 30 czerwca 2009 roku, a od tamtej pory wiele rzeczy się zmieniło" - twierdzi. Dodaje, że e-handel i usługi świadczone przez internet znalazły się wśród priorytetów kontroli skarbowej na 2010 rok, zacieśniono współpracę między administracja podatkową, Służbą Celną i kontrolą skarbową.
"Faktycznie zmieniła się Ordynacja podatkowa i teraz ułatwia identyfikację osób handlujących przez internet, ale wciąż urzędy skarbowe nie mają dobrych łączy, oprogramowania, a także centralnej bazy danych, więc nasz raport jest aktualny" - odpowiada Biedziak.