Jedzmy mniej mięsa! Najgorsze pomysły na redukcję emisji CO2
1 W Polsce, jak i w innych krajach (np. w Wielkiej Brytanii), oprócz systemu handlu emisjami istnieje jeszcze system zielonych certyfikatów. Działają one podobnie: za każdą megawatogodzinę brudnej energii należy zakupić certyfikat, który sprzedają producenci czystej energii. Tymczasem w majestacie prawa brudny prąd można zamienić w czysty, dokładając do węgla… drewno. Technika ta zwana współspalaniem tak nakręciła koniunkturę na drewno w Europie, że w odpowiedzi na niespodziewany popyt w wielu miejscach w Stanach Zjednoczonych reaktywuje się stare tartaki, a nawet stawia nowe. Tylko w 2010 r. Europa kupiła o 50 proc. więcej drzewnego peletu więcej niż przed rokiem. Jednocześnie w wielu krajach współspalanie odpowiada za 70-80 proc. „zielonej” energii.
ShutterStock
2 Za spalaniem biomasy kryje się podobna logika, jak za biopaliwami. Ponieważ są pochodzenia roślinnego, uważa się, że ich użycie jest neutralne dla środowiska. Po prostu zasadzimy nowe rośliny, które wchłoną dwutlenek węgla wyemitowany przez spalenie starych. Nie wspomina się, że rośliny, z których najczęściej wytwarza się biokomponenty do paliw, nie wchłaniają tyle tego gazu co chociażby drzewa. Szał na biopaliwa wywołał w latach 2007-8 kryzys żywnościowy. Pociągnął on za sobą znaczny wzrost cen żywności, do którego jeszcze dołożyli się spekulanci.
ShutterStock
3 Emisje związane z ruchem samochodowym to jedno z najpoważniejszych źródeł zanieczyszczeń atmosfery. Dlatego wielu jest zdania, że lekarstwem są samochody elektryczne – to jednak nie do końca jest prawda. Jeśli oceniamy wpływ technologii na środowisko, trzeba go oceniać całościowo – np. jaki koszt ponosi środowisko przy wytworzeniu egzemplarza samochodu. Ten niestety jest wyższy w przypadku aut elektrycznych. Powód? Dziesiątki kilogramów baterii litowo-jonowych. Wydobywanie litu nie jest najczystszym biznesem na Ziemi. Z tego względu, jak wyliczyli naukowcy, e-auto na dzień dobry kosztuje 13,5 tony dwutlenku węgla. Zwykłe auto: 6,3 tony.
ShutterStock
4 Sekwestracja, czyli wychwyt i składowanie dwutlenku węgla, to kolejny szalony plan. Najpopularniejszy pomysł to wpompować gaz pod ziemię, np. w miejsce jakiejś wyeksploatowanej kopalni. Problem polega na tym, że technologia jest tak droga, że opłaca się tylko przy naprawdę wysokich cenach za produkcję brudnej energii. Skutkiem czego pod koniec 2011 r. na świecie istniały tylko 74 takie instalacje, w większości próbne. W Polsce pierwszą elektrownią, która miała zostać wyposażona w taką instalację, był Bełchatów.
ShutterStock
5 A konkretnie: wołowiny. Krowie odchody emitują do atmosfery metan, który jest gazem cieplarnianym 23 razy silniejszym od dwutlenku węgla. Jakby tego było mało, krowy emitują metan, kiedy im się odbija. Dlatego mniejsza konsumpcja wołowiny równa się mniej krów na pastwiskach, a to równa się czystsze środowisko. Amerykański think-tank dokładnie wyliczył, o ile czystsze: jeśli wszyscy Amerykanie przesiedliby się z czerwonego mięsa na drób, a zamiast produktów mlecznych dwa razy w tygodniu jedliby dania roślinne, USA wyemitowałyby w 2020 r. 105 mln ton dwutlenku węgla mniej. Czyli niewiele ponad jedną trzecią tego, co cała Polska wyemitowała w 2009 r.
ShutterStock
6 Polityka klimatyczna wydaje się być niekonsekwentna, ale niektórzy naukowcy całkiem na serio proponują jeszcze bardziej zwariowane pomysły. Od budowy kosmicznej tarczy pochłaniającej część energii słonecznej docierającej do ziemi, przez rozpuszczanie w oceanach żelaza, aby pobudzić wzrost produkującego tlen planktonu, przez masową produkcję sztucznych chmur, aż po zasłanianie gigantycznymi plandekami fragmentów Grenlandii, aby wolniej topniała. Być może przyjdzie czas, żeby rozważyć także te opcje.
ShutterStock
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję