Niektóre prognozy śmiesznie się starzeją – np. ta, którą 13 lat temu postawił chiński ekonomista Hu Angang w książce "China in 2020: A New Type of Superpower". Autor pisał, że do 2020 r. Państwo Środka osiągnie status supermocarstwa ("dojrzałego, odpowiedzialnego i atrakcyjnego"), kończąc tym samym erę globalnej dominacji USA. W rzeczywistości złapało gospodarczą zadyszkę, zaliczyło pandemiczny strzał w kolano, a flagowy projekt geopolityczny – nowy jedwabny szlak – stanął w miejscu. Żeby to przykryć, zaostrzono kurs wobec Tajwanu. Jednak gdy książkę Anganga publikowano, ze świecą było szukać eksperta, który odważyłby się kwestionować jej główną tezę. Niektórzy wskazywali inne daty chińskiego triumfu, ale panowała niemal pełna zgoda, że on nastąpi. Z jednej strony można ekspertów zrozumieć – Chiny to duży kraj, ogromna populacja, trudny język, prawie inna planeta. Łatwo więc uwierzyć w najbardziej fantastyczne opinie na ich temat. Z drugiej strony mówimy o znawcach, którzy dali się wodzić za nos takim propagandystom Pekinu jak Angang.

Reklama

Wydarzenia ostatnich lat pokazują, że to sinosceptycy jednak mogli mieć rację. Państwo Środka chce być postrzegane jako supermocarstwo, ale jego zachowanie przywodzi na myśl powiedzenie Margaret Thatcher, że prawdziwa dama nie musi mówić, iż nią jest, by o tym wiedziano.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>