Uwagę szerszej publiczności przyciągnął w kwietniu szerzej u nas nieznany Bernard Arnault - cesarz atrybutów ludzi próżnych. Powód był beznadziejnie prozaiczny - podliczono go i wyszło, że stał się właśnie najmajętniejszym człowiekiem świata. To świetny punkt wyjścia do zmierzenia się z mitami o krezusach naszych czasów.
Kim jest Bernard Arnault?
Monsieur Arnault, lat 73, obywatelstwo francuskie, jest wraz z rodziną właścicielem niemal połowy akcji grupy LVMH , której wartość rynkowa sięgnęła w końcu kwietnia 0,5 bln dol. Jest to pierwszy tak wysoko wyceniony moloch korporacyjny z Europy. Ogłoszono zatem, że z majątkiem przekraczającym 200 mld dol. to Bernard Arnault jest obecnie (chwilowo zresztą) największym bogaczem świata. W czasach sprzeciwu wobec nierówności jego domena biznesowa to bezwstydny luksus. Od lat skupuje cienko akurat przędące firmy z ofertami wszystkiego, co nie dla plebsu. Zebrał ich w LVHM już 75.
Wśród nich Moët et Chandon, Dom Pérignon, Hennessy, Louis Vuitton, Fendi, Kenzo, Christian Dior, Givenchy, Tiffany, Bulgari, a na osłodę dla maluczkich - Sephora. Ostatni skok cen akcji jego imperium jest przypisywany lawinie zakupów robionych przez miliony zamożnych Chińczyków oraz wybudzeniu się z covidowego letargu konsumpcyjnego Amerykanów i Europejczyków. Szlag szaraków trafia, bo większość z nas na widok dzisiejszych cen towarów koniecznych do przeżycia oczy wybałusza, ale tak już jest, że inflacja żeruje na biednych, a majętnych raczej nie tyka.
CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>