Zimowa ofensywa Rosji na Ukrainie zakończyła się niepowodzeniem. "Tymczasem część ekspertów twierdzi, że wraz z ostatnimi atakami na rosyjskie centra zaopatrzeniowe ukraińska ofensywa już się rozpoczęła" - pisze portal dziennika FAZ i dodaje, że nikt nie może wiedzieć, jak potoczą się losy kontrataku. "Ukraina chce odzyskać wszystkie swoje terytoria, w tym Krym, ale być może na razie odzyska tylko część zajętych terenów" - zaznacza.
Bolesny pat
Zdaniem dziennika jesienią po ukraińskiej ofensywie może dojść do stanu, "który eksperci określają jako bolesny pat. W takich fazach, gdzie nikt nie wygrywa, a wszyscy tylko cierpią". Doświadczenie pokazuje, że chęć zrobienia sobie przerwy wtedy wzrasta. "Po pierwszym szczycie wojny w 2015 roku taka faza trwała całe siedem lat. Dopiero wtedy Putin uderzył ponownie" - zauważa FAZ.
Kiedy w 2015 roku wojna została po raz pierwszy powstrzymana przez porozumienia mińskie, "uwaga szybko osłabła. Wielu członków sojuszu zapomniało o obietnicy zwiększenia wydatków na obronę w kierunku dwóch procent produktu krajowego brutto, a Ameryka pod rządami Donalda Trumpa kwestionowała NATO jako całość. Niemcy stały się wtedy głównym sponsorem nowego rosyjskiego faszyzmu poprzez gazociągi na Bałtyku" - pisze portal.
"Aby zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji, Zachód musi już teraz przygotować się na czas po ukraińskiej ofensywie". Jeśli wojna znów ulegnie zamrożeniu, "czujność może spaść. Gdy pozornie nic się nie dzieje, z roku na rok rośnie pokusa, by skąpe pieniądze przeznaczyć na inne projekty, a nie na broń" - czytamy.
Putin jak Stalin
"Putin jednak skorzystałby z pauzy. Dopóki on rządzi w Moskwie, Rosja pozostanie państwem zbójeckim. Mógłby wzmocnić swoją poobijaną armię, a potem znowu zaatakować". Gdyby Putinowi "udało się faktycznie podporządkować Ukrainę w ramach trzeciej próby, konsekwencje dla Europy i NATO byłyby druzgocące" - pisze FAZ.
Podkreśla, że Putin byłby wtedy "najpotężniejszym rosyjskim przywódcą od czasów Stalina. Pod koniec życia mógłby zwrócić się ku celom, do których dąży od dziesięcioleci. Należy do nich, po pierwsze, terytorialne odtworzenie Związku Radzieckiego i jego strefy wpływów z czasów zimnej wojny. Po drugie, wyparcie Ameryki z Europy Środkowej, a być może z całego kontynentu".
"Ukraina musi otrzymać wystarczającą ilość pieniędzy i broni, aby trwale odstraszyć konwencjonalne rosyjskie ataki - więc znacznie więcej niż teraz". Będzie to dużo kosztować, "ale nie więcej niż Zachód może sobie pozwolić" - pisze portal.
Zagrożenie nuklearne
FAZ zwraca także uwagę, że "Rosja jest mocarstwem nuklearnym i gdyby po taktycznej pauzie nowa wojna potoczyła się dla Putina tak źle, że jego rządy byłyby zagrożone, mógłby on użyć przeciwko Ukrainie broni jądrowej. Dlatego Ukraina potrzebuje parasola atomowego najpóźniej po zamrożeniu obecnych walk" - pisze FAZ.
"Ale taki parasol może rozłożyć tylko NATO". Jednak NATO zdecydowało w 1995 roku, że "kraje kandydujące, które mają spory terytorialne, muszą je najpierw rozwiązać środkami pokojowymi. "Dla Ukrainy oznaczałoby to: sorry, dopóki Rosja nie chce z wami pokoju, drzwi pozostają zamknięte".
Zdaniem FAZ "przystąpienie Ukrainy nie zagroziłoby jednak bezpieczeństwu Sojuszu, ale je wzmocniłoby. Dotyczy to również sytuacji, gdy konflikt terytorialny z Rosją nie został jeszcze rozwiązany, ponieważ tylko cały potencjał odstraszający NATO może powstrzymać Putina przed ponownym atakiem". Tylko "pod parasolem Sojuszu Ukraina może pomóc w powstrzymaniu powrotu rosyjskiego imperium do centrum Europy".
FAZ przyznaje, że być może przyjęcie Ukrainy się nie uda. Nowych członków NATO można zaprosić tylko jednogłośnie, a zbyt wielu może być przeciw - czytamy.
"Plan B"
Jeśli nie NATO, musi być "plan B" - "sojusz ochronny, który byłby odporny na weto, ponieważ składałby się tylko z chętnych. Koncepcje takiego rozwiązania istnieją, trwają rozmowy. Ale jeśli nic z tego nie wyniknie, zanim Ameryka ponownie zagłosuje za półtora roku, może być za późno" - pisze portal dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Z Berlina Berenika Lemańczyk