Paweł Czuryło: Ile Polskę kosztowała już wojna w Ukrainie?
Magdalena Rzeczkowska: Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego wartość pomocy publicznej przeznaczonej na uchodźców oraz wsparcia prywatnego w 2022 r. wyniosły ok. 1 proc. PKB, nie wliczając w to pomocy militarnej. Jest to przede wszystkim nasz obowiązek moralny. Aż trzy czwarte Polaków zaangażowało się w pomoc uchodźcom i przekazało na to 9-10 mld zł. Po raz kolejny zdaliśmy egzamin z solidarności. To wspaniałe, że potrafimy otworzyć swoje serca dla ludzi, którzy walczą o swoją wolność. Jestem dumna z Polski i Polaków. Co więcej, im dłużej walczy Ukraina, tym nasz kraj jest bezpieczniejszy. Pamiętajmy też, że uchodźcy szybko integrują się na polskim rynku pracy.
Jaka może być rola Polski w odbudowie Ukrainy? Czy temat odbudowy jest przez cały czas obecny w rozmowach np. ministrów finansów UE?
Temat przystąpienia Ukrainy do UE i jej odbudowy pojawia się praktycznie od wybuchu wojny. Mówią też o tym przedstawiciele międzynarodowych instytucji. Warto podkreślać w tym kontekście konieczność konfiskaty majątków rosyjskich oligarchów wspierających reżim Putina. Nakłaniamy Komisję Europejską do poszukiwania rozwiązań, które rzeczywiście to umożliwią. Elementem odbudowy Ukrainy jest jej droga do członkostwa w UE, a wraz nią konieczne reformy. Odbudowy nie da się przeprowadzić tylko z udziałem instytucji europejskich czy międzynarodowych. To musi być wspólne działanie - udostępnianie kapitału przez rządy, międzynarodowe instytucje finansowe, ale też prywatny biznes. Konieczne są koordynacja tych wysiłków i powołanie specjalnej platformy na wzór tej przy współpracy militarnej. Proces integracji Ukrainy prowadzi oczywiście Komisja Europejska, ale rola krajów sąsiadujących jest tu bardzo ważna, zwłaszcza z uwzględnieniem skali ich pomocy.
Wśród przedstawicieli globalnych firm na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos można było usłyszeć, że odbudowa Ukrainy może się wiązać z nowymi inwestycjami w Polsce. To będzie dodatkowa szansa dla naszych firm?
Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądała sytuacja pod kątem bezpieczeństwa, stabilności i ryzyk, które się wiążą z inwestycjami w Ukrainie. Tego, czy będziemy mieli pokój, czy tylko zamrożenie konfliktu. Znaczenie Polski w odbudowie Ukrainy może być szczególne z racji usytuowania geograficznego - mamy z Ukrainą najdłuższą granicę lądową. Już dziś Podkarpacie jest takim hubem, więc perspektywy dla Polski związane z odbudową Ukrainy są na pewno znaczące. Dotyczy to zresztą całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Szacuje się, że na przestrzeni kilku lat dzięki temu wzrost polskiego PKB może być o 3,6-3,8 proc. wyższy. Polskie firmy są bardzo chętne do tego, by być obecne w Ukrainie. Już późną wiosną czy latem kilka tysięcy przedsiębiorstw było zainteresowanych tym, żeby o tym rozmawiać. Ważna jest też znajomość rynku ukraińskiego przez nasze firmy.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że wojna nieco przykryła niektóre problemy, z którymi zmagała się Ukraina. Wskazują np. na konieczność działań antykorupcyjnych.
Tematy dotyczące governance, czyli zasad zarządzania i walki z korupcją, też się pojawiają w międzynarodowych dyskusjach. Gdy rozmawiam o tym z politykami z Ukrainy, są to dla nich bardzo istotne kwestie. Mają świadomość, że to element przyszłości, o który trzeba zabiegać. To nie będzie łatwa droga, zwłaszcza w kontekście przyznawania dalszych funduszy. Ale nie ma innej. Ukraina walczy dziś nie tylko o swoją wolność, lecz także o nasze bezpieczeństwo.
A jakie wyzwania dla polskich finansów publicznych niesie 2023 r.?
Konsekwencją 2022 r. i wybuchu wojny był kryzys energetyczny: wzrost cen surowców energetycznych, a w konsekwencji również żywności. Oba te elementy powodują, że mamy wysoką presję inflacyjną, wzrost cen gazu sięgnął 175 proc., ropy 40 proc. To przełożyło się na prawie 20-proc. inflację. Zarówno bankowi centralnemu, jak i mnie zależało na tym, by przeciwdziałanie inflacji nie skutkowało twardym lądowaniem, czyli bardzo silnym spowolnieniem gospodarczym albo wręcz recesją i poważnymi zawirowaniami w gospodarce. Udało się to osiągnąć, choć oczywiście można dyskutować, czy polityka podnoszenia stóp procentowych była właściwa. Osobiście uważam, że była. Ubiegły rok zakończył się jeszcze dobrym wzrostem PKB, czyli 4,9 proc. Widzimy jednak, że gospodarka istotnie zwalnia i prognozy na 2023 r. już tak optymistyczne nie są. Komisja Europejska przewiduje dla Polski wzrost PKB o 0,4 proc., my w budżecie założyliśmy 1,7 proc. Nasza gospodarka już nieraz nas zaskoczyła i szanse na to są również teraz. Oczywiście przy spełnieniu wielu warunków - przede wszystkim stabilizacji sytuacji na zewnątrz Polski.
W ostatnim czasie ekonomiści przynajmniej trzech banków nawet podnosili prognozy wzrostu gospodarczego Polski. Jest więc szansa na więcej optymizmu?
Faktycznie. Mamy szansę, by inflacja od marca znacząco spadała i pod koniec roku osiągnęła jednocyfrowy wynik. Jest obecnie dużo więcej ostrożnego optymizmu, choć sytuacja przez cały czas jest niepewna. Ja stawiam dziś na wzrost PKB na poziomie 1 proc. z kawałkiem. Liczę także na to, że proces przyznania pieniędzy w ramach Krajowego Planu Odbudowy zakończy się powodzeniem, ale są też jeszcze inne środki z UE. Ważne, by czarne łabędzie do nas nie napłynęły. Dlatego przez cały czas kontynuujemy programy wsparcia Polaków w związku z wysokimi cenami energii, a także utrzymujemy zerowy VAT na żywność. Obserwujemy sytuację i jeśli będzie potrzeba, będziemy reagować i punktowo udzielać pomocy. Na rynku pracy wciąż panuje dobra sytuacja. Firmy przez cały czas przyjmują nowych pracowników i dzięki temu uchodźcy z Ukrainy znajdują u nas nie tylko pomoc, lecz także zatrudnienie. Ponad 420 tys. osób dostało już pozwolenia na pracę według prostszych przepisów. Poza tym ponad 14 tys. Ukraińców założyło w Polsce firmy - i to jest ich wkład w naszą gospodarkę. W ubiegłym roku, gdy konsumpcja prywatna spadała w związku z wojną i rosnącą niepewnością, istotnym elementem, który ją podtrzymywał, była właśnie obecność obywateli Ukrainy w Polsce.
Ile wyniosły wpływy z podatków, które zapłacili Ukraińcy w Polsce?
Mamy wstępne szacunki dotyczące zapłaconych przez nich podatków i składek bez względu na to, kiedy do nas przyjechali. To już ponad 13,5 mld zł.
Wojna spowodowała też konieczność przyspieszenia decyzji dotyczących np. rozwoju armii. Jak w tym wypadku może wyglądać udział budżetu państwa? To będzie spore wyzwanie?
Mamy bardzo znaczący wzrost wydatków na obronność. Na utrzymanie, rozwój i modernizację armii przeznaczamy 3 proc. PKB, czyli 97 mld zł. Dodatkowo mamy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, który pozwoli na zakupy uzbrojenia, co zresztą już się dzieje w szybkim tempie. Finansowanie to nie tylko środki budżetowe czy FWSZ. W przypadku krajów, od których kupujemy broń, liczymy na zaangażowanie ich instytucji finansowych, ubezpieczeniowych, banków rozwoju. I nad tym pracujemy. Myślę także o syndykatach instytucji finansowych, banków czy instrumentach rządowych, jak choćby te oferowane przez rząd USA. Za każdym razem, gdy rozmawiamy o zakupach, rozmawiamy o finansowaniu pozarynkowym.
Minister obrony nie zaskakuje pani tempem deklaracji i zakupów?
Działamy razem z wicepremierem Błaszczakiem w ramach komitetu sterującego. Są tam także prezes BGK oraz pełnomocnik rządu Tadeusz Kościński. Spotykamy się regularnie i dyskutujemy.
Czy - jeśli wziąć pod uwagę spowolnienie gospodarki w 2023 r. i ewentualne napięcia na rynkach, np. na skutek kolejnych ataków Rosji na Ukrainę - wykonanie tegorocznego budżetu nie będzie zagrożone?
Jestem dość spokojna. Ustawa budżetowa jest ambitna, ale przygotowana na ten czas. Priorytetem są kwestie bezpieczeństwa. Bardzo ważne jest utrzymanie tempa inwestycji publicznych m.in. w infrastrukturę, ale także inwestycji strategicznych skierowanych do samorządów. To ważne środki, które mają pobudzać gospodarkę. Wybuch wojny był szokiem, który spowodował wzrost ryzyka inwestycyjnego. Ale w miarę upływu czasu powrócił sentyment wobec Polski jako dobrego miejsca do inwestowania, co cieszy. Zarówno w rozmowach z międzynarodowymi instytucjami, jak i bankami prywatnymi widać zainteresowanie polskimi obligacjami, a także perspektywą inwestycji w naszym kraju w związku z transformacją energetyczną czy digitalizacją. Potwierdzeniem są ostatnie emisje obligacji na głównych rynkach zagranicznych - jesienna w dolarze i lutowa w euro - oraz silne zainteresowanie ze strony inwestorów. W bieżącym roku zapewne pojawimy się z kolejnymi emisjami, natomiast ich termin będzie zależeć od warunków rynkowych i naszych własnych potrzeb w tym zakresie. Nie wykluczałabym kolejnej emisji w dolarze.