Trend regulacyjny wydaje się nieubłagany. Zgodnie z deklaracją ogłoszoną jeszcze na szczycie klimatycznym w Glasgow kraje UE mają do końca dekady zredukować emisje metanu o co najmniej 30 proc. w porównaniu z ich poziomem z roku 2020. Już od przyszłego roku 900 dol. za tonę wyemitowanego do atmosfery metanu będą płacić amerykańskie przedsiębiorstwa gazowe i naftowe, potem koszt ten ma stopniowo rosnąć. Własne regulacje dotyczące tego - drugiego co do znaczenia - gazu cieplarnianego szykuje też UE. Zgodnie z negocjowanymi przepisami sektor energetyczny, który cechuje się największym, oprócz rolnictwa, śladem metanowym, ma podnieść standardy pomiarów, raportowania i weryfikacji swoich emisji.
Restrykcyjne zasady mają objąć także wydobycie węgla. Zgodnie ze stanowiskiem uzgodnionym niedawno przez państwa członkowskie kopalnie musiałyby zaprzestać praktyki kontrolowanego wypalania gazu z końcem przyszłego roku. Od 2027 r. aktywne kopalnie obowiązywałby limit 5 t metanu na 1000 t wydobytego węgla, a w 2031 r. maksymalne emisje obniżono by do 3 t. Prawdopodobne jest zaostrzenie tych celów na dalszym etapie prac - stanowisko „27” jest uznawane za zbyt konserwatywne przez KE, zdaniem której kształt przepisów zaproponowany przez unijne stolice grozi, że Europa znajdzie się w tyle za standardami globalnymi. Skrytykowały je również organizacje ekologiczne. Formalnego stanowiska nie przyjął jeszcze europarlament, ale wstępne sygnały wskazują na to, że można się spodziewać z jego strony co najmniej równie daleko idących oczekiwań, co w Komisji.
Tymczasem - jak wynika z wyliczeń przedstawionych przez Fundację Instrat - w przypadku Polski to właśnie kopalnie węgla kamiennego odpowiadają za ok. 90 proc. emisji metanu (nie licząc rolnictwa). Tylko w 2021 r. metanowy ślad polskiego górnictwa przekroczył 420 tys. t - na każde 1000 t wydobytego węgla do atmosfery trafiało średnio niemal 8 t gazu. W całym przeanalizowanym przez Instrat okresie 2010-2021 emisje tego typu sięgają 4,7 mln t. Jak podkreślono, ich poziom w relatywnie niewielkim stopniu jest skorelowany z wolumenem wydobycia węgla. Wzrost emisji jest natomiast powiązany z intensywnością eksploatacji i głębokością, na której jest prowadzone wydobycie. Biorąc pod uwagę wpływ na klimat w perspektywie kolejnych dwóch dekad metanowy ślad naszego górnictwa z ostatnich 12 lat to odpowiednik ponad 400 mln t dwutlenku węgla - więcej, niż wynosi roczny bilans CO2 całej polskiej gospodarki.
Metan, choć utrzymuje się w atmosferze krócej niż dwutlenek węgla, w ciągu pierwszych 20 lat ma ponad 80-krotnie silniejszy od niego potencjał cieplarniany. Według Międzynarodowej Agencji Energii w przypadku emisji z sektora ropy i gazu ziemnego możliwe jest ograniczenie ok. 40 proc. metanowego śladu bez jakichkolwiek kosztów netto. Dla węgla - jak przyznaje MAE - koszty są wyższe ze względu na niższą koncentrację metanu i rozproszony charakter jego emisji. Mimo to, w scenariuszu zakładającym neutralność klimatyczną w 2050 r., agencja przewiduje, że dzięki inwestycjom w nowoczesne systemy wentylacyjne oraz wychwyt metanu do końca dekady możliwa będzie redukcja emisyjności światowego wydobycia węgla o niemal 45 proc.
Reklama

Wyrok śmierci dla polskich kopalni

Według przedstawicieli górników unijne regulacje w zaproponowanym kształcie to dla polskich kopalń wyrok śmierci. Jak tłumaczą w niedawnym liście do szefów pracujących nad rozporządzeniem komisji PE Dominik Kolorz i Bogusław Hutek z Solidarności, wynika to ze specyfiki polskiego wydobycia węgla kamiennego, które w 80 proc. odbywa się w pokładach metanowych. Dla Polskiej Grupy Górniczej przyjęcie projektu rozporządzenia w obecnej formie będzie oznaczało konieczność niemal natychmiastowego zamknięcia dwóch trzecich kopalń. W podobnej lub nawet gorszej sytuacji jest Jastrzębska Spółka Węglowa - alarmują związkowcy.
Obawy te podziela rozmówca z jednej ze spółek wydobywczych. Nie ma odpowiednich technologii do wychwytywania metanu występującego w tak niewielkim stężeniu, w jakim występuje w szybach wentylacyjnych kopalń. Chińczycy próbowali realizować tego typu projekty, ale okazały się tak kosztowne, że musieli ten kierunek zarzucić - twierdzi. Inny rozmówca DGP przekonuje, że unijne propozycje to sposób na wymuszenie szybszej, niż przewiduje umowa społeczna, likwidacji sektora, bo jedynym sposobem na spełnienie metanowych kryteriów będzie szybkie zamknięcie najbardziej emisyjnych kopalń.
Zapytana o te obawy Izabela Zygmunt z warszawskiego przedstawicielstwa KE podkreśla, że intencją regulacji jest wychwytywanie i wykorzystywanie metanu, co „wymaga zmian w procesach i inwestycji w urządzenia, ale w zamian uzyskuje się wartościowy surowiec energetyczny jako produkt uboczny wydobycia węgla”. Przede wszystkim jednak zmniejsza się wpływ górnictwa na klimat. W przypadku Polski jest to absolutna konieczność - mówi DGP.
Fundacja Instrat rekomenduje władzom, aby nie czekały na unijne rozporządzenie i podjęły odpowiednie kroki już dziś. Think tank przekonuje, że konieczna jest przede wszystkim reforma systemu raportowania emisji, która wyeliminuje obecne niespójności pomiędzy danymi poszczególnych podmiotów oraz podniesienie standardów w zakresie ich upubliczniania. Drugim krokiem, jak przekonuje ośrodek, powinna być reforma systemu opłat za emisje metanu. Obecnie spółki płacą zaledwie 35 gr za tonę gazu, co - według Instratu - nie stanowi odpowiedniej zachęty do inwestycji w obniżanie metanowego śladu. Zdaniem analityków rząd powinien określić przewidywalną ścieżkę podnoszenia opłaty, która docelowo mogłaby zostać powiązana np. z notowaniami uprawnień za emisję CO2 w unijnym systemie ETS. Przychody z opłaty miałyby być reinwestowane w projekty na rzecz obniżenia emisyjności sektora. Jak wskazano, biorąc pod uwagę to, że ślad węglowy tony metanu spalonej w wysokoefektywnych instalacjach kogeneracyjnych to ok. 3 t CO2, opłata metanowa powinna docelowo sięgnąć co najmniej trzykrotności średniej ceny uprawnień w ETS z poprzedniego roku.