DGP: Rekordowa inflacja, kryzys energetyczny, widmo kryzysu nad gospodarką. BCC obejmuje przewodnictwo w Radzie Dialogu Społecznego w bardzo burzliwych czasach. Jak wygląda raport otwarcia?
Łukasz Bernatowicz: Czas jest wyjątkowo trudny, nikt nie spodziewał się, że po pandemii może być gorzej, i to znacznie gorzej. Obecnie największym zagrożeniem dla gospodarki jest nie tyle wysoka inflacja, ile brak perspektyw, aby miała ona w najbliższych miesiącach spaść. Jeśli zatrzyma się na wysokim poziomie, uderzy zarówno w biznes, jak i pracowników. Co gorsza, nie widać pomysłu rządu czy NBP na skuteczną walkę z rosnącymi cenami, bo z jednej strony te wzrosty są gaszone podwyżką stóp procentowych, a z drugiej podgrzewane podwyżkami wynagrodzeń czy liczonymi w dziesiątkach miliardów złotych świadczeniami rozdawanymi przez rząd. O ile wysoka systemowa waloryzacja emerytur i rent jest zrozumiała, bo trzeba dbać o to, by te osoby nie wpadały w ubóstwo, to pytanie, czy jest uzasadniona wypłata 13. i 14. emerytur, zależna wyłącznie od decyzji rządu. Uważam, że powinniśmy wszędzie, gdzie się tylko da, szukać oszczędności, ograniczając wydatki na nierealne projekty jak Centralny Port Komunikacyjny czy rozdawnictwo pieniędzy na działanie dziesiątek instytutów, fundacji i innych podmiotów pączkujących w ostatnich latach wokół poszczególnych ministerstw, funkcjonujących wyłącznie dzięki idącym w dziesiątki milionów złotych dotacjom. Warto też zaznaczyć, że RDS jest właściwym miejscem, aby podejmować ważne społecznie i gospodarczo decyzje, ale także żeby jej słuchać. Przypomnę, że jeszcze w 2019 r., na pół roku przed pojawieniem się pandemii COVID-19 na świecie, sygnalizowaliśmy rządowi, że inflacja wymyka się spod kontroli. Ze strony rządu i NBP przez kolejne prawie dwa lata płynęły uspokajające sygnały, a skończyło się rekordową inflacją. Pokazuje to tylko, że gdyby rząd posłuchał RDS, można by było lepiej przygotować się do obecnej sytuacji. W ciągu pięciu lat świetnej koniunktury gospodarczej w Polsce w okresie od 2015 r. do 2020 r. rząd nie zadał sobie jednak trudu, aby zdyskontować nadwyżkę, przeznaczyć ją na inwestycje strukturalne i rozwój.
A co z rynkiem pracy? Z jednej strony rząd proponuje rekordową, prawie 20-proc. podwyżkę minimalnego wynagrodzenia, z drugiej tylko 7,8 proc. podwyżki wynagrodzeń w sferze budżetowej.
Reklama
To są skutki złej polityki zwalczania inflacji. W czasie negocjacji nad wzrostem minimalnego wynagrodzenia w 2023 r. postulowaliśmy, aby poprzestać na tym, co wynika z przepisów. Tymczasem rząd przelicytował propozycje związkowców, przyjmując podwyżkę minimalnego wynagrodzenia do 3490 zł od stycznia i 3600 zł od lipca. Da to efekt domina. Wysoka podwyżka minimalnego wynagrodzenia pociągnie w prywatnym sektorze podwyżkę także pozostałych wynagrodzeń, które zwykle są ze sobą powiązane. Aby sfinansować te podwyżki, przedsiębiorcy będą musieli podnieść ceny na swoje towary i usługi, wtedy okaże się, że wzrost pensji był niewystarczający, i wzrośnie presja na kolejne podwyżki. A trzeba sobie zdawać sprawę, że w wyniku wysokich stóp procentowych znacznie wzrosły koszty zaciągania kredytów hipotecznych. Dlatego branża deweloperska ograniczyła o 70 proc. liczbę budowanych w tym roku mieszkań. Dodatkowo wzrost kosztów materiałów budowlanych, energii i wynagrodzeń spowodował, że wielu wykonawcom w budownictwie infrastrukturalnym bardziej opłaca się zerwać kontrakt zawarty w trybie zamówień publicznych, niż kończyć taką inwestycję, dopłacając z własnej kieszeni. Równoległy kryzys w budownictwie mieszkaniowym i infrastrukturalnym oznacza, że zagrożonych jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Tego kryzysu można by uniknąć, gdyby rząd zadbał o wypełnienie kamieni milowych, co pozwoliłoby na wypłatę unijnych pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
Jakie są szanse, że Polska otrzyma pieniądze z KPO?
Pieniądze z KPO są potrzebne naszej gospodarce jak tlen, bo część tych środków jest przeznaczona bezpośrednio na pomoc dla firm. Niepokój budzą informacje płynące od firm zrzeszonych w naszej organizacji, że ich zagraniczni konkurenci z Czech, ze Słowacji czy z Rumunii, o krajach zachodniej Europy nie wspominając, którzy już przyjęli te pieniądze, inwestują w rozwój. Nasi przedsiębiorcy, którzy nie mają dostępu do tych pieniędzy, zostaną więc w tyle, na lata. Bo trudno nam będzie dogonić inne gospodarki, gdy one przyspieszają. Aby tak się stało, musielibyśmy się rozwijać jeszcze szybciej. Tymczasem, jak wynika z prognoz agencji Fitch, w III kw. przyszłego roku Polsce grozi techniczna recesja, która w IV kw. może przerodzić się w stagnację. Po raz pierwszy od 14 lat. Dlatego apelujemy do rządu, aby postarał się o jak najszybszą wypłatę tych środków. Miały być trampoliną dla unijnych gospodarek wychodzących z kryzysu po epidemii COVID-19, a jak na razie w cyfryzację i robotyzację inwestuje zagraniczny biznes, który już niedługo może stanowić poważną konkurencję dla naszych przedsiębiorców, i to nie tylko na zagranicznych rynkach, lecz także u nas w kraju. Dlatego apelujemy do rządu o jak najszybsze wypełnienie wszystkich kamieni milowych, szczególnie tych związanych z sytuacją w sądownictwie, bo inaczej nie mamy co liczyć na te pieniądze.
W ostatni poniedziałek w RDS odbyła się debata z udziałem premiera Morawieckiego i większości ministrów z jego rządu. Padła zapowiedź zmiany sposobu wsparcia przedsiębiorców i obywateli w walce z kryzysem energetycznym. Czy wiadomo już, jak będzie wyglądała ta nowa polityka rządu?
Z wypowiedzi premiera wynika, że tylko niektóre z rozwiązań przewidzianych w obecnych tarczach antykryzysowych będą mogły być utrzymane. Premier wspominał też o stanowczych pismach z Komisji Europejskiej w sprawie stosowania zerowej stawki VAT na paliwa. Prawdopodobnie w nowych rozwiązaniach rząd zdecyduje się więc na zamrożenie taryf i cen energii dla odbiorców indywidualnych - tak jak w przypadku przedsiębiorców. Jednak rząd nie powinien wszystkiego zrzucać na Komisję, skoro sam poparł takie rozwiązania podczas głosowania w Radzie UE, a tam postanowiono, że obniżka VAT może mieć wyłącznie tymczasowy charakter. Wiadomo to było od dawna. Problem leży gdzie indziej. Obniżka cen energii mogłaby być osiągnięta przez inwestycje w odnawialne źródła i sieć przesyłową. W przypadku fotowoltaiki, która dobrze się przyjęła w Polsce, okazało się, że przestarzałe sieci przesyłowe nie są w stanie przyjąć energii produkowanej przez prosumentów. Miliardy złotych z ETS, czyli unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2, zostały bowiem wydane w ostatnich latach na cele niezwiązane z modernizacją energetyki. Biznes nie potrafi też zrozumieć, dlaczego zostały zamrożone inwestycje w energetykę wiatrową. Jak dobrze powieje, to wiatraki są w stanie zapewnić 40 proc. zapotrzebowania Polski na energię. Tymczasem rządowa ustawa tzw. 10H, która zwiększa możliwości budowania farm wiatrowych w Polsce, nie wiedzieć dlaczego leży w szufladzie marszałek Sejmu. Apelujemy, aby prace nad tymi przepisami jak najszybciej odmrozić. Takie zmiany są potrzebne, a nie inwestycje w kopalnie węgla, które przy obecnych cenach tego surowca wydają się opłacalne, ale za kilka lat, gdy te spadną, a dopiero wtedy realnie ruszą nowe miejsca wydobycia, będą deficytowe. Kibicujemy też inwestycjom w energię atomową. Zwracam jednak uwagę, że rząd nie konsultował swoich zamiarów z partnerami społecznymi. Nie znamy podstawowych założeń tej inwestycji, bo okazuje się, że deklaracje strony amerykańskiej są rozbieżne z założeniami przedstawionymi opinii publicznej przez wicepremiera Jacka Sasina. Trzymamy kciuki, ale chcielibyśmy poznać więcej szczegółów tego planu.
Rząd powinien konsultować na forum rady ze związkami zawodowymi i pracodawcami planowane zmiany, reformy i nowelizacje przepisów. Gwarantują to konstytucja i ustawy. A jak to wygląda w praktyce?
Faktycznie RDS ma bardzo mocny mandat do konsultowania z rządem wszystkich projektów dotyczących sfery społeczno-gospodarczej, jednak coraz więcej rządowych projektów trafia do Sejmu ścieżką poselską. Wtedy przepisy nie przewidują obowiązku konsultacji takich zmian z radą. Nawet wtedy, gdy projekt idzie rządową ścieżką legislacyjną, rada dostaje nierealne terminy na odpowiedź. Bywa, że ministerstwo wyznacza nam na to kilka dni, a zdarzały się przypadki, że były to tylko 24 godziny. Eksperci zasiadający w radzie, przedstawiciele dziewięciu organizacji: związków zawodowych i pracodawców, są gotowi do sprawnej pracy nad rządowymi projektami, jednak to nie może wyglądać tak jak obecnie. Dlatego z dużą satysfakcją przyjąłem deklarację premiera Mateusza Morawieckiego, że jest gotowy do współpracy z radą i chce być zapraszany na jej posiedzenia. Zamierzam spełnić te oczekiwania i zapraszać szefa rządu do pracy w RDS. Częstszymi gośćmi w radzie mają też być ministrowie. To byłaby duża zmiana w stosunku do dotychczasowego podejścia rządu do prac toczących się w RDS. Przypomnę, że pod koniec zeszłego roku, gdy rząd przedstawił projekt największej od lat reformy podatkowej, potocznie zwanej Polskim Ładem, alarmowaliśmy, że ta nowela jest pełna błędów. Jednak rząd nas nie słuchał. Jak się skończyło, chyba każdy wie, a niektóre osoby odczuły to na własnej skórze. Gdyby rząd posłuchał wtedy RDS, nie doszłoby do tej nieudanej, niepotrzebnej i komplikującej przepisy podatkowe nowelizacji, z której rząd musiał się wycofywać w połowie roku, obniżając PIT do 12 proc.
Czego się pan spodziewa, że przyniesie najbliższy rok, gdy BCC będzie przewodniczyć pracom rady?
Trudno przewidywać nieprzewidywalne. Dużo np. zależy od tego, jaki będzie wynik wyborów uzupełniających do Kongresu USA, bo Senat udało się demokratom, wbrew wszelkim przewidywaniom, utrzymać. A może to mieć wpływ na pomoc, jakiej udzielają Amerykanie narodowi ukraińskiemu walczącemu z rosyjską agresją. Kolejna niewiadoma to, czy Chiny zaatakują Tajwan, co może zmienić łańcuchy dostaw w globalnej gospodarce, czy upadnie reżim w Iranie, co może przełożyć się na ceny ropy, czy wróci epidemia COVID-19 albo pojawi się inny niebezpieczny wirus. Z pewnością bardzo korzystne dla Polski byłoby, gdyby rząd postarał się jak najszybciej o spełnienie wszystkich kamieni milowych, co zapewniłoby wypłatę środków z KPO. Jednak nie widać tu, jak na razie, zmiany w podejściu do sędziów i chęci do łagodzenia kursu. Jeśli chodzi zaś o samą radę, to będziemy starali się - w ramach nowelizacji ustawy o RDS - wdrożyć zmiany wzmacniające jej pozycję. Tak aby projekty trafiające do Sejmu ścieżką poselską także wymagały konsultacji partnerów społecznych. Ważne jest także wyodrębnienie biura rady z Ministerstwa Rodziny, tak by RDS funkcjonowała jako niezależny od rządu podmiot. Ze znacznym zwiększeniem pieniędzy na ten cel. Obecnie budżet RDS jest kompletnie nierealistyczny, czyli wynosi znacznie mniej, niż poszczególne ministerstwa wydają na funkcjonowanie nowo powstałych fundacji i organizacji społecznych. W przypadku RDS tak niskie środki na jej funkcjonowanie spowodowały, że zagrożone są jej bieżące działania od strony administracyjnej.