O tym, że jeszcze w tej dekadzie Praga mogłaby przyjąć euro, mówiła szefowa izby niższej parlamentu Markéta Pekarová Adamová. Według ostatniego sondażu Eurobarometru zaledwie co trzeci Czech jest zwolennikiem porzucenia korony. Czesi są silnie przywiązani do waluty narodowej i uważają, że pozwoliła ona na przejście suchą stopą przez kryzys wywołany koronawirusem i wojną. – Przekonanie o tym, że pozostawanie poza strefą euro jest dobre dla gospodarki, było zasadne, ale dekadę temu – mówi Wojciech Stepień z BNP Paribas ds. Europy Środkowo-Wschodniej. Obecnie sytuacja się zmieniła. Według danych czeskiego banku centralnego (ČNB) połowa nowo zaciąganych korporacyjnych umów kredytowych jest realizowana w euro.
Główna stopa procentowa ustanowiona przez Europejski Bank Centralny wynosi 2 proc., a w Czechach – 7 proc. Wokół ČNB trwa rozgrywka, za którą może stać sojusz prezydenta Miloša Zemana i byłego premiera, a dziś lidera najważniejszej siły opozycyjnej Andreja Babiša. Nominacja prezesa banku narodowego pozostaje w gestii prezydenta, który na ten urząd od 1 lipca wybrał gołębia Aleša Michla, byłego doradcę Babiša. Powołanie miało być gwarancją niepodnoszenia stóp procentowych, czym żywotnie jest zainteresowany ekspremier. Jego holding Agrofert jest mocno zadłużony, a zmiany wysokości stóp pogłębiają tę sytuację.
Wojciech Stepień zwraca uwagę na zmiany kursu korony. Pod rządami poprzedniego prezesa Jiříego Rusnoka ČNB interweniowano na rynku ze zbudowanych w poprzedniej dekadzie, większych niż w Polsce czy na Węgrzech, rezerw walutowych i podnoszono stopy. Kurs korony do euro jest sztywny, a bank wchodził do gry, kiedy 1 euro skakało powyżej 24,5 korony. Według Stepnia obecny poziom rezerw pozwala zakładać, że kontynuowanie interwencji walutowych, które pozwalają na zachowanie stabilności waluty, będzie możliwe do połowy 2023 r., ale potem musi nastąpić uwolnienie kursu. Założenie banku centralnego jest takie, że kolejne kwartały przyniosą zmniejszenie presji na waluty rynków wschodzących oraz ustabilizowanie cen surowców energetycznych.
Reklama
Czeski „Deník N” zwraca uwagę, że Czechy nie spełniają obecnie żadnego z kryteriów z Maastricht. Analizy rządowe, do których dotarli dziennikarze gazety, odradzają podejmowanie jakichkolwiek działań w zakresie przyjmowania wspólnej waluty. Wojciech Stepień wskazuje, że w krótkiej perspektywie porzucenie korony może wpłynąć na wzrost inflacji. Ale w dłuższym czasie sprzyjałoby to przede wszystkim biznesowi, choćby przez to, że istotnym elementem czeskiej gospodarki są produkcja przemysłowa i eksport. Nasz rozmówca dodaje, że obecna inflacja zwiększyła różnicę między wysokością stóp procentowych EBC a ČNB, co ograniczyło możliwości pożyczania pieniędzy przez Czechów. Kredyty w walucie narodowej stają się zbyt drogie, co pociąga za sobą konieczność oszczędzania. Dodatkowo firmy uciekają w kredyty euro, co z kolei wymusza ochronę wartości korony.
Reklama
Tymczasem nad Wełtawą trwa już prekampania przed styczniowymi wyborami prezydenckimi. Czeska agencja ČTK przeprowadziła wśród potencjalnych kandydatów na urząd szefa państwa ankietę, z której wynika, że tylko dwóch z siedmiu zgłoszonych kandydatów sprzeciwia się przyjęciu euro przed 2028 r., czyli rokiem, w którym dobiegnie końca kadencja nowego prezydenta. W sondażu nie ujęto jeszcze Andreja Babiša, który swoją kandydaturę ogłosił dzień po ogłoszeniu jego wyników. Faworyt prezydenckiego wyścigu, emerytowany generał Petr Pavel, opowiedział się za przyjęciem euro. Podejście Babiša jest niejednoznaczne. Na przestrzeni lat lider ANO wypowiadał się przeciwko rezygnacji z korony, ale były premier dostosowuje zwykle swój przekaz do bieżących nastrojów społecznych.