Myślę, że ludzie będą siedzieli w środku recesji i nie będą wysyłali czeków in blanco Ukrainie - powiedział 18 października lider Republikanów w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy w rozmowie z portalem Punchbowl News. Po prostu tego nie zrobią. Nie będzie darmowych czeków in blanco - powtórzył.

Reklama

Kontrola nad pieniędzmi dla Ukrainy

Jeśli po wtorkowych wyborach do Kongresu Republikanie przejmą kontrolę nad Izbą Reprezentantów - portal FiveThirtyEight ocenia ich szanse na 85 proc. - McCarthy zastąpi Nancy Pelosi na stanowisku spikera Izby, co da mu kontrolę nad tym, jakie ustawy trafią pod jej obrady, a to oznacza też kontrolę nad pieniędzmi dla Ukrainy.

Dlatego jego słowa wywołały konsternację wśród ukraińskich oficjeli, ale też wewnątrz samej Partii Republikańskiej, gdzie czołowe postacie w Kongresie opowiadają się zdecydowanie za kontynuacją wsparcia dla Ukrainy, a nawet jego zwiększeniem.

Zwiększenie nadzoru nad wydawaniem pieniędzy

Dlatego, jak podał m.in. portal Politico, już następnego dnia McCarthy zaczął uspokajać swoich proukraińskich kolegów, że jego wypowiedź nie będzie oznaczać zaprzestania pomocy dla Ukrainy. Publicznie miał też wyjaśnić, że chodziło mu o zwiększenie nadzoru nad tym, jak wydawane są pieniądze. Ze swojej strony lider Republikanów w Senacie Mitch McConnell, w kontraście do McCarthy'ego, wezwał do zwiększenia i przyspieszenia pomocy Ukrainie. Kampania najwyraźniej odniosła skutek.

Oczekujemy, że Kongres pod kontrolą Republikanów będzie kontynuował silne wsparcie dla wysyłania pomocy wojskowej dla Ukrainy - mówi PAP wysoki rangą działacz Republikanów w kluczowej komisji Izby. Rozmówca ten nie odpowiedział jednak, czy to samo dotyczyć będzie pomocy gospodarczej, której USA - podobnie jak w przypadku pomocy wojskowej - są największym dostarczycielem, deklarując m.in. 8,5 mld dolarów bezpośredniego wsparcia dla przetrzebionego przez wojnę budżetu Ukrainy, oraz kilka miliardów pomocy humanitarnej. Wartość obiecanego dotąd Ukrainie sprzętu wojskowego to tymczasem ponad 18,2 mld dolarów.

Pomoc USA marnotrawiona przez korupcję w Ukrainie?

Reklama

Jak sugeruje w rozmowie z PAP James Jay Carafano, wiceprezes Heritage Foundation, wpływowego konserwatywnego think tanku, Republikanie są bardziej sceptyczni co do tej formy wsparcia. Fundacja już latem br. wezwała, by to Europa przejęła większy ciężar gospodarczego wsparcia dla Ukrainy, sugerowała też, że pomoc USA może zostać marnotrawiona przez korupcję w Ukrainie.

Myślę, że jest zwiększone zainteresowanie, by przyglądać się temu, jak ustrukturyzować pomoc cywilną i na odbudowę Ukrainy. Częściowo chodzi tu o oczekiwanie, by UE naprawdę tu wkroczyła, by robić więcej. Inna część to obawy o to, jak sprawić, by pieniądze przeznaczone na rekonstrukcję trafiały w ręce Ukraińców, a nie wielkich NGOs czy chińskich spółek - mówi Carafano.

Inny waszyngtoński prawicowy think tank, Hudson Institute, uważa że obawy o to, że pieniądze wydawane na pomoc Ukrainie są pozbawione nadzoru, są chybione: zwraca uwagę, że w każdym obszarze do kontrolowania efektywności powołano specjalnych inspektorów. Mimo to, analityk ośrodka Peter Rough uważa, że niepokoje na temat wstrzymania pomocy dla Ukrainy są przesadzone.

Owszem, są w partii izolacjonistyczne głosy podważające pomoc dla Ukrainy i są one głośne. Ale to wciąż mniejszość i jestem pewny, że Kongres pozostanie przy silnym wsparciu dla Ukrainy - mówi PAP ekspert. Wskazuje przy tym, że szefami kluczowych komisji - środków budżetowych, spraw zagranicznych, sił zbrojnych i wywiadu będą politycy, którzy mocno wspierali Ukrainę.

Systematycznie rosnący sprzeciw Republikanów

Jak dotąd Kongres uchwalił trzy pakiety środków związanych z Ukrainą o łącznej wartości ponad 66 mld dolarów (znaczna część pieniędzy przeznaczona jest np. na uzupełnianie amerykańskich arsenałów, czy na utrzymanie obecności dodatkowego kontyngentu żołnierzy USA w Europie, sporo z nich nie zostało jeszcze wydane). W przypadku każdego z głosowań, liczba głosujących Republikanów przeciwko uchwaleniu pieniędzy wzrastała; w przypadku ostatniego - przyjętego pod koniec września, w Izbie Reprezentantów "za" opowiedziało się jednie 10 republikańskich kongresmenów, choć należy zaznaczyć, że był to efekt połączenia ustawy z prowizorium budżetowym.

Jest niemal pewne, że w nowym Kongresie "głośna mniejszość" sceptyków się zwiększy. Część z najbardziej proukraińskich kongresmenów prawicy, jak Liz Cheney czy Adam Kinzinger, odejdzie z izby, podczas gdy znaczne szanse na wejście ma szereg sceptyków, jak np. Joe Kent ze stanu Waszyngton, który twierdzi m.in. że Wołodymyr Zełenski został "zainstalowany przez USA w ramach kolorowej rewolucji", czy J.R. Majewski z Ohio, który uważał, że Ukraina nie powinna otrzymać ani centa, dopóki USA nie zapanują nad swoją "inwazją" - migrantów z południa.

Podobne poglądy głoszą kandydaci do Senatu Adam Laxalt (Nevada), Blake Masters (Arizona), Don Bolduc (New Hampshire), czy J.D. Vance (Ohio), każdy z których ma realną szansę na zdobycie mandatu.

Nieproporcjonalny wpływ na przywództwo w partii

Moją główną obawą jest to, że jeśli Republikanie będą mieć w nowym Kongresie niewielką większość, to ta grupa będzie miała nieproporcjonalny wpływ na przywództwo w partii - mówi PAP jeden z działaczy Demokratów. Jednak według eksperta Heritage Foundation Carafano, te obawy są chybione, bo Republikanie po zdobyciu większości nie będą ryzykowali zburzenia jedności na kwestii polityki zagranicznej.

Sygnały o chwianiu się dotychczasowej jedności w sprawie Ukrainy pojawiły się również u Demokratów; w październiku grupa 30 kongresmenów lewego, "progresywnego" skrzydła partii napisała list otwarty do prezydenta, wzywając go do bardziej intensywnej dyplomacji i podjęcia rozmów z Rosją. W obliczu mocnej krytyki, list polityków został jednak całkowicie wycofany, a ich autorzy podkreślili, że opowiadają się za dalszym wspieraniem Ukrainy.

Ten list był totalną porażką pod każdym względem i nam zaszkodził. Ale chcę zaznaczyć, że nawet najbardziej lewicowi członkowie naszej partii konsekwentnie głosowali za pomocą, nawet mimo że są często krytykowani przez postacie na skrajnej lewicy - mówi rozmówca PAP z ramienia Demokratów.

Zakulisowe porozumienia i pakiet przed końcem kadencji

Sondaże wskazują, że choć od początku wojny społeczne poparcie dla pomocy Ukrainie spadło we wszystkich grupach - wciąż jednak opowiada się za nim większość Amerykanów - to prawicowi wyborcy są bardziej sceptyczni. Według sondażu "Economist" z 1 listopada, za zmniejszeniem pomocy opowiedziało się 36 proc. sympatyków Republikanów (22 proc. chce zwiększenia pomocy, a kolejne 22 proc. - jej utrzymania na obecnym poziomie), podczas gdy wśród Demokratów odsetek ten wynosił 13 proc. (41 proc. chce większej pomocy, zaś 26 proc. - jej utrzymania).

Sygnały o tym, że pomoc dla Ukrainy pozostanie niezagrożona niezależnie od wyników wyborów wysyła też Biały Dom. Doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan zapewniał o tym podczas piątkowej wizyty w Kijowie. Mimo to, według źródeł PAP, jeśli partia rządząca przegra wybory, będzie starała się przegłosować kolejny pakiet dla Ukrainy w okresie między wyborami, a końcem kadencji w styczniu.

Należy spodziewać się, że większość z nas będzie głosować przeciwko, bo co do zasady jesteśmy przeciwni takim ruchom w okresie "lame duck" - mówi PAP doradca republikańskiego kierownictwa w Kongresie. Ale w takich sytuacjach zawsze dochodzi do jakichś zakulisowych porozumień, więc stawiam, że zobaczymy jeszcze jeden pakiet przed końcem kadencji - dodaje.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński