Diagnoza, że węgla na tegoroczny sezon grzewczy może zabraknąć, jest jedynym wspólnym mianownikiem, jaki pojawia się w rozmowach ze współpracownikami premiera Mateusza Morawieckiego z jednej strony oraz z przedstawicielami frakcji Jacka Sasina, szefa resortu aktywów państwowych, z drugiej. Poza tym to festiwal wzajemnych oskarżeń. Jak słyszymy, obecnie trwają „wściekłe” poszukiwania możliwości zdobycia węgla dla odbiorców indywidualnych.
Sytuacja jest fatalna. Spółki energetyczne i węglowe są kompletnie nieprzygotowane. Może zabraknąć 3–4 mln ton węgla, to połowa zapotrzebowania gospodarstw domowych – ocenia nasz rozmówca z kancelarii premiera. Według naszych informacji w roboczych rozmowach wewnątrz rządu, w ramach których pojawiają się postulaty, by firmy należące do Skarbu Państwa zakontraktowały i potem sprzedały węgiel klientom indywidualnym, przedstawiciele przedsiębiorstw często zasłaniają się Kodeksem spółek handlowych, który zakazuje działania na niekorzyść spółek, czyli w tym przypadku handlowania węglem po kosztach. – Można jednak to robić z minimalną marżą, podjąć jakieś ryzyko. Nie może być tak, że nasze „srebra rodowe” nie mogą nic zrobić – irytuje się rozmówca z otoczenia premiera.