5 maja po raz pierwszy w historii partia opowiadająca się za jednym, wspólnym państwem Irlandczyków – Sinn Féin – wygrała wybory do regionalnego parlamentu, zdobywając 27 z 90 mandatów. Dominująca dotychczas Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP), która jest za ścisłą integracją z Wielką Brytanią, uzyskała o dwa mandaty mniej. Od tamtego czasu ugrupowania nie mogą jednak przełamać impasu, którego źródłem jest protokół regulujący stosunki Irlandii Północnej z resztą Zjednoczonego Królestwa.
Unioniści, wspierani przez Londyn, żądają jego zmiany i od tego uzależniają odblokowanie negocjacji w sprawie utworzenia gabinetu; z kolei Sinn Féin zdecydowanie wyklucza jakiekolwiek modyfikacje. W Irlandii Północnej by formować rząd, zwycięska partia musi nie tylko zdobyć większość mandatów w wyborach, lecz także dogadać się z największym ugrupowaniem opozycyjnym co do podziału stanowisk w egzekutywie. To wymóg wynikający z porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r., które zakończyło wieloletni konflikt w kraju i zagwarantowało polityczny balans między unionistami a republikanami. Teraz wielu niepokoi się, że ta krucha równowaga może zostać naruszona.