Najeżdżając na Ukrainę Władimir Putin zapewne nie brał po uwagę, że wypowie tak wojnę wciąż wolnym społeczeństwo Zachodu. Tymczasem żyjemy już w dwóch światach równocześnie: realnym i wirtualnym. Dzięki temu ci, którym przez wieki pozostawała rola biernych obserwatorów lub ofiar, nagle mogą się odgryźć.
Stanisław Lem i "Niezwyciężony"
Na początek jednak mały powód do dumy, a przy okazji pozwoli on naświetlić sedno sprawy. Wykształcenie się tego rodzaju prowadzenia walki za rzecz naturalną uważał Stanisław Lem, a swoją teorię umieścił w powieści „Niezwyciężony”. Oto na planecie Regis III maszyny bojowe przeszły kolejne fazy doskonalenia się. Aż wreszcie potężne, wyposażone w przeróżne rodzaje broni machiny, zostały wyparte przez malutkie, bezbronne kryształki. Każdy dawało się zgnieść podeszwą buta. Jednak w momencie zagrożenia ich biliony tworzyły błyskawicznie jedną chmurę. Wówczas zyskiwała ona zbiorową świadomość i ruszała do walki. Supermaszyna wojenna „Cyklop”, przywieziona przez Ziemian, choć zniszczyła miliardy kryształków, szybko uległa w starciu z rozpraszającą się i ponownie łączącą chmurą. „Właśnie z podobnymi (…) ciężko opancerzonymi olbrzymami, z atomowymi mamutami rodu robotów musiały się przed setkami wieków uporać te martwe kruszyny, które pozornie były niczym wobec płomieni wszystko niszczących” – opisywał Lem moment, gdy bohater „Niezwyciężonego” zrozumiał, że rozproszona chmura wyeliminowała na Regis III wszystkie zagrażające jej machiny. Społeczność wolnych, autonomicznych jednostek, w pojedynkę bezradnych, zatriumfowała na scentralizowanymi mastodontami.
Lawina w Internecie
Jak się mają obserwacje i prognozy Lema do współczesnej wojny śledzić możemy z minuty na minutę za pośrednictwem Internetu. Gdy pisano te słowa pojawiały następujące newsy - „Schalke 04 zadecydował o zakończeniu współpracy z Gazpromem”. „Google wyłączył podgląd natężenia ruchu na Ukrainie. Tak uniemożliwia rosyjskim wojskom sprawdzanie, gdzie gromadzą się ukraińskie wojska i obywatele”. „Rząd Meklemburgii-Pomorza Przedniego zapowiedział rozwiązanie fundacji, założonej rok temu w celu ukończenia budowy gazociągu Nord Stream 2”. „Łotewski parlament zezwolił swoim obywatelom na walkę na Ukrainie”. I tak z każdą godziną przybywa malutkich ukłuć skierowanych przeciw Rosji. Oto PZPN zdecydował, że polska reprezentacja nie zagra z rosyjską i wszczął bunt przeciw do cna skorumpowanemu kierownictwu FIFA. W Finlandii sieć hipermarketów S-Group wycofuje rosyjskie wódki ze sprzedaży itd., itp. To tylko malutka liczba przykładów, bo każdego dnia pojawiają się setki nowych. Nie istnieje żadne centrum zarządzające sankcjami. Lawina toczy się samorzutnie na zasadzie łączenia się kryształków w „chmurę”, bo pojedynczy ludzie poczuli się zagrożeni, co szybko przekłada na decyzje: firm, instytucji, parlamentów, rządów.
Cała polityka zagraniczna putinowskiej Rosji opierała się od lat na szantażu i wzbudzaniu strachu. Gdy jakieś mniejsze państwo chciało zrobić coś, co nie odpowiadało Kremlowi, natychmiast z Moskwy płynęły groźby. Nigdy nie przekazywano konkretnie co zostanie zrobione, lecz między słowami można było wyczytać: „jeśli się nie opamiętacie nasza armia przybędzie i zabije was wszystkich”. To dawało efekty. Zachodnie rządy z Berlinem na czele uparcie twierdziły, że z Putinem należy rozmawiać i robić interesy, bo tylko tak utrzymuje się go w ryzach. Przymykano więc oczy na kolejne zbrodnie tyrana. Aż ten odważył się najechać na demokratyczny kraj i dziś jego wojska mordują ukraińskich cywili, waląc z dział i rakiet w zamieszkałe przez miliony ludzi miasta.
Putin chciał strachem sparaliżować Zachód
Putin, jak na zawodowego terrorystę przystało, chciał sparaliżować strachem Zachód. Faktycznie wzbudził lęk, lecz zamiast paraliżu zainicjował wojnę rozproszoną wolnych społeczeństw. Rosja olbrzymim kosztem budowała machinę propagandową, mającą od środka rozsadzać kraje demokratyczne - Russia Today (dziś RT), Sputnik, farmy internetowych trolli. Wszystkie te scentralizowane, propagandowe mamuty, zostały oddolnie zmiecione w trzy dni. Dwadzieścia lat pracy, by kształtować opinię publiczną Zachodu, rozsypało się jak domek z kart. Dziś medialne wpływy Kremla poza Rosją są bliskie zera. To samo wyraźnie dzieje się z organizowanymi przez rosyjskie specsłużby grupami hakerów. Całymi latami zatruwały one życie: rządom, instytucjom oraz firmom w państwach demokratycznych. Wojnę w Internecie przegrały w dwa dni. Dziś to rosyjskie i białoruskie instytucje padają co chwila ofiarami ataków, którymi chwalą się hakerzy, działający pod szyldem Anonymousa.
Wojna rozproszona
Tam gdzie liczy się nowoczesność, Rosja już jest na kolanach. Stało się tak, bo opierając się na terrorze Putin aktywował niechcący „chmurę”. Setki milionów ludzi na Zachodzie poczuło lęk, a jednocześnie oburzenie. Naturalnym odruchem w takich wypadkach jest chęć obrony, a jednocześnie wymierzenia sprawiedliwości agresorowi. Zbiorowa świadomość „chmury” istniejąca dzięki Internetowi, dąży więc do jednej, prostej rzeczy – szkodzenia putinowskiej Rosji. W takim momencie problemem jest tylko wskazanie konkretnych celów do osiągnięcia. Gdy stają się one widoczne, błyskawicznie rośnie presja. Po czym następuje zmaterializowanie się efektu w świecie realnym. Bez niej zwykle zachowawczy politycy z krajów Unii tak łatwo nie odważyliby się np. na decyzję, że UE zakupi i dostarczy broń Ukrainie (tydzień temu rzecz nie do pomyślenia).
Wojna rozproszona to miliony ukłuć, z których każde pojedynczo prawie nic nie znaczy. Jednak rosyjski mastodont już nawet się przed nimi nie broni, bo scentralizowany system nie ma szans nadążyć z wysyłaniem gróźb każdemu autorowi ukłucia. To z kolei ośmiela do działania innych i liczba ukłuć rośnie, tworząc masę krytyczną.
Bezpośrednio na przebieg działań zbrojnych na Ukrainie nie wywierają one jeszcze wielkiego wpływu, natomiast nie ma możliwości, by nie zakłóciły funkcjonowania wewnętrznego samej Rosji. Każde wywiera bowiem malutką presję niezależnie, czy to jest sfera ekonomiczna, społeczna, czy psychologiczna. Jakie będą tego efekty dopiero zobaczymy, ponieważ tocząca się śnieżna kula nabiera rozpędu.
Bezradność mastodonta
Na pewno bezradność mastodonta wobec wojny rozproszonej ośmieli wszystkich jego najbliższych sąsiadów, by spróbować wykorzystać moment głębokiej słabości olbrzyma. W końcu Kreml przez dwie dekady starań podporządkował sobie lub sterroryzował: Czeczenię, Białoruś, Gruzję, Armenię. Trudno o lepszy moment na to, by spróbować odzyskiwać suwerenność. Nawet Aleksander Łukaszenko, zupełnie zdominowany przez Putina, może chcieć urwać się ze smyczy. Jednocześnie na wsparciu Rosji polegają rządzący: Turkmenistanem, Uzbekistanem i Tadżykistanem, brutalni satrapowie. Gdy siła Moskwy słabnie, ich władza również.
To tylko nieliczne z kostek domina, wręcz proszących się o popchniecie. Wojna rozproszona czyni to oddolnie i automatycznie, bo za sprawą Internetu szybko przenika na teren wroga. Przy czym miliony czynników sprawiają, że przewidzenie, jakie wygeneruje skutki, jest niemożliwe. To zupełnie jak z długoterminową prognozą pogody i słynną teorią o „efekcie motyla” mówiącą, iż ruch skrzydeł jednego w Andach może przynieść huragan nad Europą.
Dokładnie to dzieje się na naszych oczach. Natomiast jedynymi atutami, jakie pozostały Rosji są: surowce, broń atomowa oraz siły zbrojne. Ale i te ostanie okazują się przestarzałą machiną, trzymającą się strategii wypracowanej w XX w. Putinowskie wojsko podoła zadaniu mordowania cywili w oblężonych miastach, lecz okazuje się już zbyt mało sprawne na przeprowadzenie wojny błyskawicznej z dużo mniejszym i słabszym krajem. Dziś Rosja to ogromy, pancerny mastodont, osaczony przez rozproszoną chmurę. Jeśli Stanisław Lem miał rację, to wielki, historyczny przełom zacznie wkrótce rozgrywać się na naszych oczach.