O ile mój entuzjazm dla takich działań nie wymaga wyjaśnienia, to moje zażenowanie wywołane jest głównie konstatacją, że w XXI w. taki temat musimy w ogóle podnosić. Bez wątpienia potrzebne są takie inicjatywy, jak 30% Club – propagująca taki właśnie minimalny udział kobiet w zarządach oraz radach nadzorczych czy też programy certyfikujące dla przedsiębiorstw zarządzanych w większości przez kobiety – jak np. WBENC w USA. Spełniają one rolę drogowskazu oraz ciągłego przypominania o tym bardzo powoli rozwiązywanym problemie.