Były premier, obecnie europoseł Leszek Miller był jednym z gości odbywającego się w sobotę w Poznaniu kongresu Unii Pracy. W trakcie swojego wystąpienia Miller nawiązał do pojawiających się w przestrzeni publicznej spekulacji o tzw. Polexicie. W jego opinii, "nawet jeżeli słyszymy ze strony PiS-u, działaczy PiS-u, że oni nie zamierzają czynić żadnego Polexit-u, i że chcą być w Unii Europejskiej, to ich szefowie na czele z głównym szefem myślą o Unii, której nie ma i nie będzie. Bo myślą o Unii, w której dokonuje się tylko cyrkulacji pieniądza, ale nie cyrkulacji wartości".

Reklama

Zdaniem Millera politycy PiS "myślą o Unii, która realizuje rachunki i faktury, a która nie opiera się na fundamencie wspólnych wartości". Unia Europejska wspólnych wartości to jest ta kotwica, która trzyma jeszcze nasz kraj w kierunku dryfowania do punktu, który wyznaczył Jarosław Kaczyński. Jeżeli ta kotwica zostanie odcięta, to nasz wątły stateczek tam właśnie popłynie – mówił.

Miller zaznaczył, że "my żyjemy w tym momencie w takim kraju, i w takim systemie politycznym, który różni się zasadniczo od wszystkiego co do tej pory przeżyliśmy". Jak wskazał, "w poprzednich latach zwyciężały wybory różne formacje i cyrkulacja władzy następowała bez żadnych przeszkód, (…) a dzisiaj możemy śmiało powiedzieć – bezpiecznej dla Polski cyrkulacji władzy już nie ma".

Jestem przekonany, że jeżeli PiS przegra wybory, to nie odda władzy dobrowolnie, dlatego, że to nie jest normalna partia, do której się przyzwyczailiśmy przez 30 lat polskiej transformacji. To jest partia, która dokonuje zamachu ustrojowego. Której celem jest zmiana ustroju politycznego i wychowanie nowego człowieka (…) po to, żeby zapewnić kolejne lata funkcjonowania tej partii – mówił.

Reklama

Dodał, że "dlatego też najważniejszym celem szerokorozumianej opozycji, parlamentarnej i pozaparlamentarnej, jest odebranie PiS-owi władzy; żeby zakończyć marsz Polski w kierunku systemu autorytarnego, czy dyktatorskiego".

Miller ocenił, że "Polska już nie jest państwem praworządnym, jest pytanie: kiedy przestanie być państwem demokratycznym? A to się może zdarzyć dosłownie za chwilę" – powiedział.

Dodał, że dlatego też wszystkie ugrupowania polityczne, które traktują PiS jako "każdą normalną partię" i mówią "coś o współpracy, o wspólnej odpowiedzialności za państwo – nie wiedzą co czynią". Nie można współpracować w żadnej sprawie. Można im tylko powiedzieć: my jesteśmy po to, żeby odebrać wam władzę – zaznaczył były premier.

Reklama

Miller o śmierci 30-latki z Pszczyny

Były premier, obecnie europoseł Leszek Miller był jednym z gości odbywającego się w sobotę w Poznaniu kongresu Unii Pracy. W trakcie swojego wystąpienia Miller nawiązał do śmierci 30-letniej kobiety z Pszczyny.

Jak mówił, "śmierć 30-letniej kobiety, która mogła żyć, mogła cieszyć się swoją rodziną, swoją córeczką - ta śmierć jest ogromnym ostrzeżeniem i jednocześnie wskazaniem palcem na innych, którzy dzisiaj próbują się z tego wymigać. I opowiadają różne rzeczy, dlatego, że czują zbliżającą się odpowiedzialność, i nie chcą żeby ta odpowiedzialność ich dopadła".

Miller przypomniał, że wiele lat temu zdarzył się podobny przypadek w Irlandii. Jak mówił, "również umarła kobieta, również przez to, że nie można było dokonać na czas aborcji".

Tylko, że w Irlandii rozpoczęły się wielkie demonstracje idące w kierunku wymuszenia na władzy, aby przeprowadzono referendum – i w referendum złagodzono prawo aborcyjne. Jest pytanie, czy w Polsce to się może zdarzyć? To jest wielki sprawdzian dla naszego obywatelskiego społeczeństwa, a zwłaszcza dla nas, którzy się z tym nie zgadzają – mówił.

Dodał, że "jeżeli teraz nic takiego się nie zdarzy, to oznaczać będzie bardzo smutną konkluzję, że dla dużej części naszego społeczeństwa tego rodzaju tragedie są obojętne, że zostali ci ludzie tak już ukształtowani, tak się poddali tej codziennej presji propagandowej, że raczej skłonni są wierzyć w tę papkę, którą się im podaje w rządowych mediach, niż we własne poczucie przyzwoitości, bo przecież to nie musi być ostatnia śmierć" – zaznaczył.

W trakcie kongresu chwilą ciszy uczczono także pamięć zmarłej kobiety.

Śmierć Izy

W miniony weekend media obiegła historia 30-latki, która trafiła do szpitala w Pszczynie będąc w 22. tygodniu ciąży, kiedy odeszły jej wody płodowe. U płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do śmierci 30-latki.

W związku z tym zdarzeniem w sobotę zaplanowano protesty pod hasłem "Ani jednej więcej", które odbywają się w Warszawie oraz - jak informują organizatorzy - w około 70 miastach w Polsce i na świecie.