Unia Europejska pracuje nad kolejnymi sankcjami na Białoruś, Rosja podtrzymuje poparcie dla Alaksandra Łukaszenki i zapowiada wypłacenie 500 mln dol. z drugiej transzy kredytu na ustabilizowanie finansów publicznych, a Mińsk grozi reakcją na zachodnie obostrzenia.
Pogłębienie kryzysu w relacjach białorusko-zachodnich to efekt wydarzeń sprzed tygodnia, gdy Mińsk zmusił do lądowania samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna, po czym zatrzymał znajdujących się na pokładzie opozycyjnego blogera Ramana Pratasiewicza i jego dziewczynę Sofię Sapiegę.
Bruksela konkretyzuje też propozycję dla demokratycznej Białorusi po ewentualnej zmianie władzy. Mińsk mógłby wówczas liczyć m.in. na 3 mld euro inwestycji.
Na razie jednak sytuację w kraju kontroluje coraz bardziej nieprzewidywalny Łukaszenka. Dlatego tym razem unijne obostrzenia mają realnie uderzyć w fundamenty białoruskiej gospodarki. Jeśli tak się stanie, najpewniej dotkną w jakiś sposób branże petrochemiczną i potasową, najważniejsze z punktu widzenia białoruskiego eksportu.
W ubiegłym tygodniu minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej zapowiadał reakcję w postaci możliwego wyjścia tego kraju z unijnego Partnerstwa Wschodniego i przyjrzenia
się finansom organizacji pozarządowych korzystających z zachodniego wsparcia. Trudny czas może też czekać zagranicznych inwestorów. Biznes co do zasady zwykle jest przeciwny sankcjom.
Tak też jest w tym przypadku – pytani przez DGP polscy przedsiębiorcy nie kryją obaw, że obostrzenia rykoszetem odbiją się także na ich interesach. Nad Świsłoczą działa 400 polskich firm.
CZYTAJ WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>