Pracownicy napisali do szefowej Komisji Europejskiej, żeby ta zgodziła się na udzielenie spółce kolejnego państwowego wsparcia, a w środę będą protestować przeciwko pomysłom zarządu na ograniczenie płac. Eksperci z branży oceniają, ze rządowi, który deklaruje determinacje w ratowaniu przewoźnika, może być trudno przeprowadzić ten proces. Jest on jednak konieczny w związku z pandemia i ogromnymi kosztami przyspieszonego w ostatnich latach tempa rozwoju firmy. Dlatego w grę może wchodzić kontrolowana upadłość starej spółki i odrodzenie się pod tą samą marką.

Reklama

LOT przygotowuje się na twarde lądowanie

Nowy podmiot nazywa się identycznie jak spółka, która od ponad 90 lat przewozi pasażerów, tylko nazwa pisana jest po angielsku. Spółkę zarejestrowano 29 maja. Jej jednym właścicielem jest Polska Grupa Lotnicza – obecny właściciel LOT-u. Kapitał wynosi 100 tys. zł, a przeważającą działalnością nowej firmy ma być lotniczy transport pasażerski. W dwuosobowym zarządzie znaleźli się Stefan Świątkowski, były wiceprezes ds. finansowych KGHM, i Maciej Kacprzak, były pilot Ryanaira, a od niedawna szef operacji lotniczych i szkoleń w Locie.

W branży lotniczej od razu pojawiły się przypuszczenia, że to wstęp do głębokiej restrukturyzacji przewoźnika, który w czasie epidemii – podobnie jak inne linie – znalazł się w bardzo trudnym położeniu, bo praktycznie nie ma przychodów.

W grę może wchodzić kontrolowana upadłość starej spółki i powołanie w jej miejsce nowego podmiotu, który przejmie markę. Taki wariant przekształceń stosują co jakiś czas linie lotnicze. Wybrała go m.in. włoska Alitalia, która od dawna miała kłopoty finansowe. Po 11 latach zarządzania przez prywatnych właścicieli teraz wraca pod państwowe skrzydła. W podobny sposób ratowały się też linie Austrian Airlines, które przeniosły na jakiś czas pracowników i samoloty do spółki Tyrolean Airways.

Biuro prasowe Polskiej Grupy Lotniczej, którą DGP poprosił o wyjaśnienia, stwierdza, że „spekulacje o rzekomej upadłości PLL LOT są nieuprawnione”, ale jednocześnie dość lakonicznie odpowiada na pytanie o powody utworzenia nowego podmiotu. „Polska Grupa Lotnicza pełni rolę integratora sektora lotniczego. W skład PGL i Grupy LOT wchodzi obecnie osiem spó łek zależnych mających LOT w nazwie, a LOT Polish Airlines jest jedną z nich. Spółka powstała w ramach porządkowania działalności operacyjnej realizowanej w ramach Polskiej Grupie Lotniczej”.

Bartosz Baca, ekspert lotniczy z firmy doradczej BBSG, mówi nam, że tworzenie nowej spółki może oznaczać dawanie sobie furtki, z której będzie można ewentualnie skorzystać. – Nie oznacza zatem, że istniejący LOT zostanie szybko postawiony w stan upadłości i jego rolę przejmie nowy podmiot. Szukanie takich rozwiązań można uznać za przejaw rozsądku, by znaleźć ratunek na wypadek większych kłopotów – zaznacza.

Reklama

Marek Serafin, były dyrektor pionu zarządzania siatką połączeń w Locie, a teraz publicysta portalu branżowego Pasażer, jest jednak przekonany, że powołanie nowej spółki ma doprowadzić do stworzenia Lotu 2.0. Według niego trudno się spodziewać, że przez dłuższy czas będą funkcjonować dwie spółki, które zajmują się tym samym i praktycznie tak samo się nazywają. Zaznacza, że przewoźnik dążąc w ostatnich latach do szybkiego wzrostu, wpadł w duże koszty stałe. Prawie 80 proc. floty to maszyny, które zostały pozyskane w dość drogim leasingu operacyjnym. Roczne zobowiązania z tym związane według szacunków przekraczają 500 mln zł. Obecna spółka mogłaby mieć problemy z uzyskaniem od Komisji Europejskiej zgody na kolejną pomoc publiczną. Przypomnijmy, że przewoźnik w 2012 r otrzymał 400 mln zł, a według unijnych zasad o kolejny taki zastrzyk od rządu mógłby się starać najwcześniej po 10 latach.

Ministerstwo aktywów państwowych, które nadzoruje LOT, na razie nie chce komentować powołania nowej spółki. Szef resortu Jacek Sasin przyznał tylko w minionym tygodniu: – „Jesteśmy zdeterminowani, by LOT uratować, tak jak zdeterminowane są rządy innych krajów, by ratować swoje linie lotnicze”. Wcześniej na łamach DGP mówił, że rządowa pomoc finansowa dla przewoźnika „będzie musiała być znacząca”.

Od przedstawicieli resortu słyszymy, że spółka musi teraz się skupić się na rozmowach z leasingodawcami na temat obniżenia rat za samoloty. Musi też porozumieć się ze związkami zawodowymi w sprawie obniżek płac.

Ta ostatnia kwestia staje się coraz większym problemem. Związkowcy nie zgodzili się na to, by w czasie przestoju zarobki obniżyć o ok. 70 proc. Przewoźnik deklaruje, że proponowane warunki nowego wynagradzania zakładają, że w miarę przywracania połączeń także pensje będą rosnąć. Takie zasady zostały już uzgodnione z pilotami i stewardessami, którzy pracują na podstawie umów cywilno-prawnych. A w ostatnim czasie ta forma zatrudnienia zaczęła dominować w Locie. Na 900 pilotów tylko 300 ma etat. Związkowcy usłyszeli niedawno, że jeśli nie zgodzą się na zaproponowane warunki, to etatowcom zostanie o połowę obcięty wymiar czasu pracy. – To szantaż – ocenia Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Spodziewa się ona, że władze Lotu szybko chcą przerzucić działalność do nowej spółki. Adam Rzeszot, przewodniczący związku zawodowego pilotów w Locie, przypuszcza, że chcą m.in. całkowicie pozbyć się pracowników na etatach.

Na najbliższą środę związkowcy planują demonstrację pod siedzibą spółki. Będą protestować m.in. przeciwko dużym obniżkom płac i domagać się utrzymania zatrudnienia na umowach o pracę. Związkowcy napisali pismo do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Przekonują, że Bruksela powinna się zgodzić na pomoc publiczną dla przewoźnika, ale zaznaczają, że taka zgoda powinna być warunkowana utrzymaniem zatrudnienia na etatach.