Jakub Kapiszewski: Kto wyciął polską kolej? Czy możemy wskazać kogoś, na kim spoczywa największa odpowiedzialność?

Karol Trammer: Niestety nie. Nie można też wskazać jednej partii, która przyczyniłaby się do tego procesu bardziej niż inne.
To może ogólniej: politycy?
Reklama
Politycy nie zrozumieli funkcji, jaką kolej mogłaby pełnić w transformującym się państwie. Ale wina leży też po stronie osób zarządzających koleją, które nie poradziły sobie z dostosowaniem oferty do zmieniających się warunków.
A skąd to niezrozumienie?
Kolej po prostu uznano za kolejny sektor gospodarki, który trzeba zrestrukturyzować. Korzenie takiego myślenia sięgają lat 80. To wówczas władze PRL uznały, że nierentowne dziedziny gospodarki należy ograniczać. O ile wcześniej nikt nie patrzył na koszty, o tyle w drugiej połowie dekady nagle zaczęto liczyć pieniądze. Jak powiedział na jednym z posiedzeń PZPR Wojciech Jaruzelski, „co działa na słowo honoru – tego trzeba się pozbyć”.
W swojej książce „Ostre cięcie” pisze pan, że na kolej należy patrzeć jak na usługę publiczną, a nie jak na coś, co ma przynosić dochód.
Nikt u nas się nie zastanawia, czy dana droga jest rentowna. Większość z nich nie jest – zwłaszcza tych, po których jeździ mało samochodów – a mimo to się ich nie zamyka. Z koleją stało się inaczej. Uznano ją za element gospodarki narodowej, który trzeba wygasić przez wzgląd na jakieś nieznane kryteria ekonomiczne.
Zwraca pan uwagę na paradoks: siecią dróg zarządza u nas jedna z agencji rządowych – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, a za tory odpowiada spółka akcyjna – PKP Polskie Linie Kolejowe. Ta ostatnia musi składać raporty finansowe i być na plusie, a ta pierwsza – już nie.
To jest właśnie ta różnica. GDDKiA oraz wojewódzkie zarządy dróg mają utrzymywać sieć dróg w dobrym stanie, a głównym zadaniem spółki PKP PLK jest wypracowywanie zysku. Nie wszędzie tak jest. W Czechach torami zarządza agencja celowa (Správa železniční dopravní cesty, czyli Zarząd Infrastruktury Kolejowej – red.). Patrzy ona na kolej bardziej rozwojowo, ale i– wbrew pozorom – bardziej rynkowo, przede wszystkim tworząc przewoźnikom warunki do zwiększania liczby kursujących pociągów. Co nie zawsze można powiedzieć o spółce PKP PLK.