Rzecznik SVS Petr Vorliczek uściślił, że dostawa ponad pół tony mięsa pochodziła z polskiej firmy Dromico, a w Czechach dystrybuowała je firma Astra z Novego Bydżova pobliżu miasta Hradec Kralove. Właściciel firmy Petr Pluharz na pytania agencji CTK odpowiedział: "Nie będę składać żadnych oświadczeń. Reagowaliśmy tak, jak powinniśmy. Nie chcę tego komentować".

Reklama

Zdaniem przedstawicielki SVS w Hradec Kralove sprowadzone mięso było opakowane i w ten sam sposób było dalej rozprowadzane. Skoro mięso już zostało rozprowadzone, SVS nie podejmowało żadnych działań w firmie. W Czechach mięso trafiło do pięciu odbiorców. Przedstawicielka jednego z nich, jadłodajni Trefa Horzice, Stanislava Jungova, powiedziała CTK, że mięso dostarczono 21 marca, a 22 marca zostało przetworzone. Jungova podkreśliła, że nikt z klientów lokalu nie miał problemów zdrowotnych, a mięso przeszło obróbkę cieplną. Jeżeli przeszło obróbkę termiczną, nie powinno być problemów. Salmonella ginie w 70 stopniach - powiedział szef SVS w Pardubicach Josef Bohacz.

Zakażone mięso w większości trafiło do restauracji i jadłodajni i można założyć, że przeszło obróbkę termiczną, więc ryzyko zakażenia jest minimalne – mówił CTK Vorliczek. Przyznał jednak, że część tego transportu ze sklepów mięsnych mogła trafić do domowych lodówek. Jeżeli ktoś zamroził mięso i trzyma je w zamrażalniku, nie powinien go konsumować. Może oddać tam, gdzie je kupił – powiedział rzecznik SVS.

W ostatnim czasie czeskie urzędy kilkakrotnie notowały obecność salmonelli w dostawach z Polski. W praskich sklepach mięsnych firmy Milosz Krzeczek KK sprzedano około 300 kilogramów mięsa drobiowego, w którym weterynarze znaleźli salmonellę. Firma zerwała współpracę z dostawcą. Do Czech trafiła także przesyłka mięsa z transportu, w którym później stwierdzono bakterię.

W Czechach do końca marca br. obowiązywały specjalne zarządzenia dotyczące kontroli mięsa z Polski. Obligatoryjne kontrole wprowadzono 21 lutego po wykryciu salmonelli w około 700-kilogramowej dostawie polskiej wołowiny i wcześniejszych doniesieniach mediów o imporcie mięsa z polskiej ubojni skupującej również chore bydło.

Komisja Europejska uznała, że reakcja Czech jest nieproporcjonalna i wzywała do zniesienia kontroli. Czeska strona przystała na takie rozwiązanie po uzyskaniu gwarancji o weterynaryjnych zabezpieczeniach. Warszawa wywiązała się z ustaleń, a Praga odeszła od obligatoryjnych kontroli.

Reklama